REKLAMA

REKLAMA

Kategorie
Zaloguj się

Zarejestruj się

Proszę podać poprawny adres e-mail Hasło musi zawierać min. 3 znaki i max. 12 znaków
* - pole obowiązkowe
Przypomnij hasło
Witaj
Usuń konto
Aktualizacja danych
  Informacja
Twoje dane będą wykorzystywane do certyfikatów.
Roman Przasnyski

Główny analityk Gold Finance.

Roman Przasnyski przeszedł do Gold Finance z Forbesa, gdzie był redaktorem dodatku Forbes Investor. Ma za sobą doświadczenie w bankowości inwestycyjnej (Polski Bank Rozwoju, przejęty później przez BRE Bank) i pracy naukowej na Wydziale Zarządzania Uniwersytetu Gdańskiego.

Z polskim rynkiem kapitałowym związany jest od momentu jego powstania. Był zastępcą kierownika działu ekonomicznego i redaktorem w Rzeczpospolitej, zastępcą redaktora naczelnego Gazety Giełdy Parkiet oraz redaktorem naczelnym miesięcznika Gra na Giełdzie. Autor licznych artykułów, komentarzy, felietonów oraz materiałów edukacyjnych publikowanych w prasie codziennej i specjalistycznej od 1989 roku.

Amerykańskie indeksy wyraźnie tracą wzrostowy impet. Widoczne jest to już drugi dzień z rzędu. Ruch w górę jest kontynuowany ale każda próba większego wzrostu spotyka się z reakcją niedźwiedzi.
W czwartek (4 marca br.) na giełdach można było obserwować jedynie niewielkie wahania w oczekiwaniu na piątkowe dane z amerykańskiego rynku pracy. Przekonanie, że będą one miały decydujący wpływ na losy rynków w najbliższym czasie jest tak powszechne, że trudno sobie wyobrazić, co się stanie, gdy okaże się, że ich wymowa wcale „rozstrzygająca” nie będzie. Wszystko wskazuje na to, że niewielką przewagę mają byki. Jednak siła niedźwiedzi i ich zamiary są sporą niewiadomą.

REKLAMA

W czwartek na giełdach można było obserwować jedynie niewielkie wahania w oczekiwaniu na piątkowe dane z amerykańskiego rynku pracy. Przekonanie, że będą one miały decydujący wpływ na losy rynków w najbliższym czasie jest tak powszechne, że trudno sobie wyobrazić, co się stanie, gdy okaże się, że ich wymowa nie będzie wcale „rozstrzygająca”. Wszystko wskazuje na to, że niewielką przewagę mają byki. Jednak siła niedźwiedzi i ich zamiary są sporą niewiadomą.
3 marca br. około południa złoty zaczął się gwałtownie umacniać. Głównym powodem była wypowiedź Sławomira Skrzypka, prezesa Narodowego Banku Polskiego, który stwierdził, że Rada Polityki Pieniężnej powinna zacząć myśleć o podwyżkach stóp procentowych. Naszej walucie pomagała też podana we wtorek przez Główny Urząd Statystyczny informacja o wzroście polskiej gospodarki o 3,1 proc. w ostatnim kwartale ubiegłego roku oraz dzisiejsze osłabienie się dolara.

REKLAMA

Giełdowe byki doskonale wykorzystały pierwsze dwa dni tygodnia do podciągnięcia indeksów. Sprzyjał im brak bardziej istotnych informacji i wydarzeń dotyczących gospodarki. Dziś już tak łatwo nie było. Wzrosła niepewność związana z jednej strony z oczekiwaniem na dane zza oceanu, z drugiej zaś z problemami Grecji.
Między amerykańską walutą a rynkiem surowców, szczególnie złota, znów coś się zaczyna „psuć”. Od początku grudnia ubiegłego roku, czyli od trzech miesięcy, dolar zdecydowanie się umacnia. Od szczytu z końca listopada zyskał wobec euro ponad 11 proc.
Między amerykańską walutą a rynkiem surowców, szczególnie złota, znów coś się zaczyna „psuć”. Od początku grudnia ubiegłego roku, czyli od trzech miesięcy, dolar zdecydowanie się umacnia. Od szczytu z końca listopada zyskał wobec euro ponad 11 proc. Aż do końca stycznia notowania złota zachowywały się „posłusznie”, zniżkując o niemal 15 proc. Ale w lutym ta książkowa prawidłowość została wyraźnie zakłócona. Dolar nadal się umacniał, choć w nieco słabszym niż poprzednio tempie.
W końcówce ubiegłego roku Polska gospodarka wyraźnie przyspieszyła. Według informacji Głównego Urzędu Statystycznego, w czwartym kwartale wzrosła o 3,1 proc., nieznacznie mocniej, niż spodziewali się ekonomiści.
Luty kończył się w minorowych nastrojach, a inwestorzy spoglądali raczej na południe. Jednak początek marca przyniósł zdecydowaną odmianę nastrojów. Dalsze losy rynków wciąż jednak stoją pod dużym znakiem zapytania. Bykom pomóc mogą dobre informacje z amerykańskiego rynku pracy. W takim przypadku na Wall Street możliwy stałby się powrót w okolice poprzedniego szczytu z połowy stycznia. Pytanie jednak, czy wystarczy siły do jego pokonania. Gdyby się to nie udało, obawy będą jeszcze poważniejsze.
Tendencja umacniania się wspólnej waluty z ostatnich dni ubiegłego tygodnia została dość gwałtownie przerwana.
Piątkowa sesja (26 lutego br.) za oceanem przebiegała w dość nerwowej atmosferze, mimo że przeważały dobre informacje, dotyczące amerykańskiej gospodarki. Indeksy zakończyły dzień niewielkim wzrostem.
Wczorajsza sesja (1 marca br.) pokazuje, jak zmienne potrafią być nastroje giełdowych inwestorów. Piątkowy szał okazał się krótkotrwałym i niezbyt znaczącym epizodem.
Wskaźnik aktywności gospodarczej polskiego sektora przemysłowego PMI, wyliczany przez firmę Markit we współpracy z HSBC, wyniósł w lutym 52,4 punktu.Po styczniowym niewielkim osłabieniu wrócił więc do poprzedniego poziomu potwierdzając, że nasza gospodarka wciąż trzyma się mocno.
Po nieco nieoczekiwanym grudniowym pogorszeniu się nastrojów, polscy przedsiębiorcy przyjmują początek roku z większą nadzieją i większym optymizmem.
Przebieg dzisiejszej sesji wskazuje, że bez impulsów płynących z gospodarki, rynki nie mogą się zdecydować, w którą stronę podążyć. O rosnącej niepewności świadczą bardzo mizerne obroty, i to nie tylko na warszawskim parkiecie.
Strach po czwartkowej wieczornej decyzji Fed o podwyższeniu stopy dyskontowej był dość powszechny, ale niezbyt duży i nietrwały.
W styczniu produkcja przemysłowa zwiększyła się o 8,5 proc. w porównaniu do pierwszego miesiąca ubiegłego roku. Pozytywna tendencja w tym zakresie utrzymuje się już trzeci miesiąc z rzędu. Wszystko więc wskazuje na to, że o kondycję naszej gospodarki możemy być spokojni.
Nastroje inwestorów już od rana nie były najlepsze. Niepokój okazał się uzasadniony. Liczba wniosków o zasiłek dla bezrobotnych w Stanach Zjednoczonych znów okazała się znacznie wyższa, niż się spodziewano. Negatywnie zaskoczyła też dynamika cen producentów.
We wtorek 16 lutego br. wiele się działo na światowym rynku walutowym. Przedpołudniowe dość wyraźne osłabienie się dolara okazało się jedynie przygrywką do wieczornego rajdu wspólnej waluty. Jej kurs w ciągu kilku godzin skoczył do 1,377 dolara, czyli o 1,4 centa. W ciągu całego dnia euro zdrożało o prawie 2 centy.
Po raz kolejny okazuje się, że nie najlepsze nastroje na rynku i coraz bardziej powszechne przekonanie o „konieczności” dalszych spadków, stanowią doskonałą pożywkę do byków. Wzrost jest więc z powodzeniem kontynuowany już od kilku dni i zaczyna wyglądać coraz poważniej.

REKLAMA