REKLAMA

REKLAMA

Kategorie
Zaloguj się

Zarejestruj się

Proszę podać poprawny adres e-mail Hasło musi zawierać min. 3 znaki i max. 12 znaków
* - pole obowiązkowe
Przypomnij hasło
Witaj
Usuń konto
Aktualizacja danych
  Informacja
Twoje dane będą wykorzystywane do certyfikatów.
Roman Przasnyski

Główny analityk Gold Finance.

Roman Przasnyski przeszedł do Gold Finance z Forbesa, gdzie był redaktorem dodatku Forbes Investor. Ma za sobą doświadczenie w bankowości inwestycyjnej (Polski Bank Rozwoju, przejęty później przez BRE Bank) i pracy naukowej na Wydziale Zarządzania Uniwersytetu Gdańskiego.

Z polskim rynkiem kapitałowym związany jest od momentu jego powstania. Był zastępcą kierownika działu ekonomicznego i redaktorem w Rzeczpospolitej, zastępcą redaktora naczelnego Gazety Giełdy Parkiet oraz redaktorem naczelnym miesięcznika Gra na Giełdzie. Autor licznych artykułów, komentarzy, felietonów oraz materiałów edukacyjnych publikowanych w prasie codziennej i specjalistycznej od 1989 roku.

Ostatni rok na rynku funduszy inwestycyjnych w większości przypadków okazał się korzystny dla właścicieli jednostek uczestnictwa. Fundusze przyniosły swoim klientom sowite zyski. Powodów do narzekań nie mają zarówno inwestorzy ryzykownych funduszy akcyjnych, jak i funduszy papierów dłużnych.
Dziś giełdy miały chęć na odreagowanie ostatnich spadków. Skala tego odreagowania nie była zbyt imponująca. Nasz rynek nie dotrwał w tej chęci do końca dnia. Innym we wzroście nie przeszkadzały tym razem gorsze niż się spodziewano dane z amerykańskiego rynku pracy.

REKLAMA

Dzisiejsza kontynuacja przeceny na rynku akcji nie rokuje zbyt dobrze na najbliższą przyszłość. Tym bardziej, że poza rosnącą niechęcią do ryzyka nie było specjalnych impulsów, które prowokowałyby tak zdecydowaną wyprzedaż. Dobrej końcówki roku wykluczyć jeszcze nie można, ale szanse na nią oddalają się coraz bardziej.
Byki zdają się być na niemal straconej pozycji. Z jednej strony przeciw nim działają dobre wieści z amerykańskiej gospodarki, bo przybliżają perspektywę podwyżek stóp procentowych. Z drugiej zaś złe wiadomości z innych stron świata wcale nie są dla nich impulsem do ataku. Szyki psuje im także umacniający się dolar, który wskazuje, że mechanizm carry trade przestaje działać.

REKLAMA

Dziś żadne wydarzenia ani informacje nie niepokoiły rynków, więc te tkwiły w marazmie przez niemal cały dzień. Z pewnością nie takiego scenariusza w końcówce roku się spodziewaliśmy. Na zryw indeksów w górę jest coraz mniej i czasu, i szans. Widać wyraźnie, że żadna ze stron rynku nie ma chęci na wzrost aktywności. Obroty mówią same za siebie. Dziś w Warszawie były najniższe od lipca.
Inwestorzy wierzący w sezonowe zjawiska na rynku giełdowym ufają, że w grudniu pojawia się zwiększony popyt na akcje na skutek zjawiska nazywanego Rajdem Świętego Mikołaja. Czy podobny efekt może pojawić się w tym roku na warszawskiej giełdzie?
Takiej zmiany sytuacji na amerykańskim rynku pracy nikt się chyba nie spodziewał. Publikacja danych o zmniejszeniu się stopy bezrobocia do 10 proc. i o spadku liczby miejsc pracy o 11 tys., podczas gdy spodziewano się liczby kilkunastokrotnie wyższej, wyrwała rynki z panującego od rana odrętwienia. Choć reakcja była natychmiastowa i doskonale widoczna, to jednak jej skala wydawała się daleka od euforii. Indeks naszych największych spółek wzrósł chyba najbardziej dynamicznie w porównani z większością parkietów. Ale wstrzemięźliwość inwestorów było widać po niewielkich obrotach.
Dziś notowania złota pobiły kolejny rekord. Tym razem na poziomie 1226 dolarów za uncję. Relacjonowanie tego typu wydarzeń w ostatnim czasie staje się już trochę nudne. Nowe rekordy mamy bowiem niemal codziennie.
Dziś rynkami nic nie było w stanie ruszyć. Ani dane o gospodarce Eurolandu, która nieznacznie wzrosła, ani stojąca w miejscu sprzedaż detaliczna, ani Europejski Bank Centralny, ani nawet mniejsza niż się spodziewano liczba wniosków o zasiłek dla bezrobotnych w Stanach Zjednoczonych. Trochę zamieszania wprowadził dopiero wskaźnik aktywności w amerykańskich usługach, który okazał się gorszy od oczekiwań. Na tle powszechnego marazmu „błyszczał” indeks średnich spółek, który zyskał najwięcej spośród naszych indeksów.
Większą część dzisiejszej sesji inwestorzy i w Polsce, i w Europie spędzili na oczekiwaniu. Oczywiście na to, co zdarzy się za oceanem. Nieco większy ruch zaczął się dopiero wraz ze zbliżaniem się momentu publikacji danych z rynku pracy.
Wskaźnik aktywności gospodarczej polskiego sektora przemysłowego PMI, wyliczany przez firmę Markit, wyniósł w listopadzie do 52,4 punktu. Przed miesiącem miał wartość 48,8 punktu. To największy wzrost od marca ubiegłego roku. Ważniejsze jest jednak przekroczenie przez ten wskaźnik poziomu 50 punktów. Świadczy to bowiem, że polski przemysł wchodzi w fazę wzrostu.
Dziś nasz parkiet nie błyszczał już tak jak dzień wcześniej. Ale na tle 2 proc. wzrostów na głównych parkietach Europy nie było to łatwe. Byki nie były w stanie skorzystać z tej świetnej atmosfery i szły swoją drogą. Zresztą 1 proc. zwyżka to całkiem niezłe osiągnięcie. Szczególnie jeśli zauważyć, że od dna piątkowej przeceny WIG20 zyskał 150 punktów, czyli prawie 7 proc.
Rynki próbowały dziś otrząsnąć się po „przygodzie” z Dubai World, ale z różnym skutkiem. W Azji mieliśmy do czynienia z małą euforią, w Europie było znacznie gorzej. Za wyjątkiem Warszawy i Budapesztu, gdzie przez większą część dnia indeksy całkiem przyzwoicie zyskiwały. W Warszawie jednak obroty były dramatycznie niskie, najniższe od początku października.
Paniczną reakcję części inwestorów z początku dzisiejszej sesji wyraźnie wykorzystali ci, którzy wierzą we wzrosty, Świętego Mikołaja i dobrą passę na rynkach, przynajmniej do końca roku. Może uznali, że po kolejnej spadkowej korekcie czas na większe odbicie i ponowny atak na szczyt. Czy mieli rację, okaże się wkrótce.
Dobry początek dnia i wielogodzinny marazm - to obrazek charakterystyczny dziś dla niemal wszystkich europejskich parkietów. Optymizm był efektem gry „pod” odbicie na Wall Street, a stabilizacja notowań - wynikiem oczekiwania na potwierdzenie tej nadziei. Szczęśliwie dla byków, nadzieja zaczęła nabierać coraz bardziej wyraźnych kształtów jeszcze przed rozpoczęciem handlu za oceanem.
Podczas piątkowych notowań, przez większa część sesji przeważał optymizm, jednak pod koniec dnia został on mocno przytemperowany. Sesję kończyliśmy na plusie - wbrew spadkom na większości rynków europejskich i przede wszystkim wbrew zniżkującym indeksom za oceanem. Ta odporność wydaje się jednak nieco „podejrzana”, jeśli zauważyć, że dziwnym trafem pojawiła się pod koniec dnia także w Budapeszcie i Pradze.
Czwartek był kolejnym dniem oddalania się od niedawno ustanowionych szczytów w kierunku korzystnym dla niedźwiedzi. Pesymistyczne nastroje panowały w całej Europie, a kontrakty na amerykańskie indeksy stanowiły dla nich istotne wsparcie.
W październiku produkcja przemysłowa obniżyła się o 1,2 proc. w porównaniu do października ubiegłego roku. To spadek znacznie mniejszy, niż oczekiwano. Niespodziankę sprawiły też ceny produkcji sprzedanej przemysłu, wzrastając o 2 proc. - czyli nieco więcej, niż liczyli ekonomiści.
Banki konsekwentnie obniżają oprocentowanie lokat. W ciągu ostatnich tygodni nic się w tej kwestii nie zmieniło. Jeśli któryś z banków zdecyduje się na niewielką podwyżkę odsetek od jednej lub dwóch oferowanych przez siebie lokat, taką sytuację możemy zaliczyć do wyjątków. Tylko inflacja jest ostatnio znów bardziej litościwa dla naszych pieniędzy i wszystko wskazuje na to, że w najbliższych miesiącach będzie ona naszym sprzymierzeńcem.
Główny Urząd Statystyczny opublikował dane dotyczące wynagrodzeń w polskich przedsiębiorstwach. Wynagrodzenia wzrosły w październiku o 29,14 zł do 3312,32.

REKLAMA