REKLAMA

REKLAMA

Kategorie
Zaloguj się

Zarejestruj się

Proszę podać poprawny adres e-mail Hasło musi zawierać min. 3 znaki i max. 12 znaków
* - pole obowiązkowe
Przypomnij hasło
Witaj
Usuń konto
Aktualizacja danych
  Informacja
Twoje dane będą wykorzystywane do certyfikatów.
Roman Przasnyski

Główny analityk Gold Finance.

Roman Przasnyski przeszedł do Gold Finance z Forbesa, gdzie był redaktorem dodatku Forbes Investor. Ma za sobą doświadczenie w bankowości inwestycyjnej (Polski Bank Rozwoju, przejęty później przez BRE Bank) i pracy naukowej na Wydziale Zarządzania Uniwersytetu Gdańskiego.

Z polskim rynkiem kapitałowym związany jest od momentu jego powstania. Był zastępcą kierownika działu ekonomicznego i redaktorem w Rzeczpospolitej, zastępcą redaktora naczelnego Gazety Giełdy Parkiet oraz redaktorem naczelnym miesięcznika Gra na Giełdzie. Autor licznych artykułów, komentarzy, felietonów oraz materiałów edukacyjnych publikowanych w prasie codziennej i specjalistycznej od 1989 roku.

We wtorek nic nie było w stanie powstrzymać wzrostów w Warszawie. Nasz parkiet należał bez żadnych wątpliwości do najsilniejszych na świecie. Dynamika zwyżki i potężne obroty wskazują na powrót do gry zagranicznego kapitału. Może dostrzegł on, że nasz rynek jest nieco „zapóźniony” w porównaniu z innymi.
W poniedziałek nasz parkiet znów wrócił do formy i błyszczał na tle świata. Lepsze od nas były tylko Szanghaj i Ryga. Ale błysk nie należał do porażających wzrok. Tym bardziej, że o obrotach nic dobrego powiedzieć nie można. Ulegliśmy dopiero pod naporem sporych spadków na początku sesji przy Wall Street.

REKLAMA

Brak impulsów, niepewność jutra i ostatniej godziny dzisiejszej sesji, niskie obroty i handel jak przed wakacyjnym długim weekendem. To obraz sesji nie tylko w Warszawie, ale u nas objawiał się „z całą ostrością”. Dopiero końcówka przyniosła ożywienie. Nie takie, jakiego spodziewali się posiadacze akcji.
Nie mamy dobrych informacji dla miłośników lokat bankowych. Ich oprocentowanie w dalszym ciągu spada, a atrakcyjność zmniejsza dodatkowo rosnąca inflacja. Pocieszeniem na przyszłość może być oddalająca się perspektywa obniżek stóp procentowych oraz – to już raczej na przyszły rok – niemal dwukrotnie zwiększony deficyt budżetowy państwa.

REKLAMA

Zgodnie z danymi Głównego Urzędu Statystycznego, średnie wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw wyniosło w sierpniu tego roku 3268,7 zł. Było wyższe w porównaniu z poprzednim rokiem o 3 proc.
Produkcja przemysłowa w sierpniu była niższa niż przed rokiem jedynie o 0,2 proc., wynika z najnowszych danych GUS. To wynik znacznie lepszy, niż miesiąc temu, gdy spadek w porównaniu do lipca ubiegłego roku wyniósł 4,6 proc.
Optymizmu po wczorajszej świetnej sesji za oceanem nie wystarczyło na długo. Chyba zaczęły przeważać obawy, że na Wall Street nastąpi choćby krótka korekta. Mimo że specjalnych powodów nie było widać, poranne wzrosty szybko topniały. Dopiero trochę lepsze informacje płynące z amerykańskiej gospodarki oraz nastroje tamtejszych inwestorów nieco podtrzymały europejskie indeksy.
Średnie wynagrodzenie w sierpniu wyniosło 3268,7 zł, czyli wzrosły o 3 proc. wobec sierpnia 2008r. Oznacza to, że po odliczeniu inflacji, zarobki realne spadły w ciągu ostatniego roku.
Marsz indeksów amerykańskiej giełdy w górę, trwający niemal nieprzerwanie od dziewięciu sesji i bicie przez nie kolejnych rekordów obecnej fali wzrostowej, nie pozostawia pozostałym parkietom świata wielkiego „pola manewru”. Warszawska giełda przez kilka dni starała się tej tendencji przeciwstawić, ale i ona w końcu dziś dała za wygraną.
Groźny wrzesień wciąż nie pokazuje swej grozy, byki - szczególnie te amerykańskie - trzymają się nieźle. Pierwszą połowę miesiąca przetrwały w dobrej formie. Nawet gdyby drugą miały oddać walkowerem, dramatu nie będzie. Jeśli jednak uda się przetrwać, koniec roku może być ciekawy.
W sierpniu po raz pierwszy w tym roku ceny towarów i usług konsumpcyjnych spadły. Według informacji Głównego Urzędu Statystycznego były w porównaniu do lipca niższe o 0,4 proc. Wskaźnik inflacji liczony w odniesieniu do sierpnia biegłego roku zwiększył się jednak do 3,7 proc. W lipcu wynosił 3,6 proc. Większość ekonomistów spodziewała się, że w sierpniu pozostanie na niezmienionym poziomie.
Sezonowości zmian giełdowych indeksów lekceważyć nie należy. Sceptycy twierdzą, że na ogół nie ma racjonalnych podstaw, by te prawidłowości tłumaczyć. Doświadczenie uczy, że powód zawsze się znajdzie.
Optymizm napędzany dobrym przebiegiem wczorajszej sesji za oceanem nie trwał w Warszawie zbyt długo. Początkowy wzrost indeksów szybko zmienił kierunek. Na szczęście nie towarzyszyły tej tendencji zwiększone obroty. To może wskazywać, że inwestorzy zagraniczni dają nam jeszcze jedną szansę. Być może zaangażowali zbyt wiele środków, by pospiesznym wychodzeniem z rynku pozbawić się zysków.
„Dobre złego początki” - tak najkrócej można by określić przebieg dzisiejszej sesji. Z całkiem przyzwoitego wzrostu na początku dnia już około południa zostało wspomnienie. Deficyt jednak postraszył inwestorów, głównie zagranicznych. Potem dołożyło się pogorszenie nastrojów w Europie, a pod koniec dnia Amerykanie dołożyli swoje. W efekcie mieliśmy spory spadek indeksów przy wysokich obrotach.
Niedawny entuzjazm co do perspektyw rynku, widoczny jeszcze kilka dni temu, gdy nasze indeksy biły rekordy, uleciał w siną dal. Dziś nie widać chętnych do „okazyjnego” kupowania przecenionych papierów. O korekcie się nie mówi, ale się ją „przeżywa”. Ostatnio jej przebieg złagodniał, ale zakończenia nie można być pewnym. Obroty są tak mizerne, jakby większość inwestorów o akcjach starała się zapomnieć.
Bez amerykańskiego przewodnika na giełdach działo się dobrze przez jeden dzień. Dziś perspektywa powrotu do gry inwestorów zza oceanu wyraźnie hamowała zapędy na pozostałych parkietach. Niewiele się więc działo na rynkach akcji.
Pod nieobecność amerykańskich inwestorów światowe giełdy radziły sobie całkiem nieźle. Może warto by Wall Street zamknąć na nieco dłużej? Nasz rynek nie przejął się zupełnie hiobowymi wieściami o planach prawie podwojenia przyszłorocznego deficytu. Warszawska giełda pod względem skali zwyżki ustępowała tylko parkietowi w Belgradzie. Nieco gorzej było z obrotami.
Kupującym nie starcza sił, by utrzymać do końca dnia indeksy i kursy akcji na „przyzwoitym” poziomie. Już po raz kolejny z rzędu końcówka sesji w Warszawie jest mocno rozczarowująca. Pocieszeniem w tym wszystkim mogą być bardzo niskie obroty. Może to sugerować, że większy kapitał wstrzymuje się jeszcze z podjęciem decyzji o opuszczeniu rynku.
Dzisiejsze próby ratowania rynku przed kontynuacją przeceny nie wypadły zbyt okazale. Bykom na długo siły nie wystarczyło i niewiele zwojowały. Szczególnie kiepskie wrażenie zrobiła słaba końcówka sesji.
W środę na rynkach finansowych bardzo łatwo było znaleźć drożejące walory. Było ich niewiele, więc od razu rzucały się w oczy. Złoto i dolary to hity na dziś, a prawdopodobnie również na najbliższą przyszłość. Indeks żadnej z europejskich giełd nie zdołał utrzymać się nad kreską przez większą część dnia.

REKLAMA