REKLAMA

REKLAMA

Kategorie
Zaloguj się

Zarejestruj się

Proszę podać poprawny adres e-mail Hasło musi zawierać min. 3 znaki i max. 12 znaków
* - pole obowiązkowe
Przypomnij hasło
Witaj
Usuń konto
Aktualizacja danych
  Informacja
Twoje dane będą wykorzystywane do certyfikatów.
Roman Przasnyski

Główny analityk Gold Finance.

Roman Przasnyski przeszedł do Gold Finance z Forbesa, gdzie był redaktorem dodatku Forbes Investor. Ma za sobą doświadczenie w bankowości inwestycyjnej (Polski Bank Rozwoju, przejęty później przez BRE Bank) i pracy naukowej na Wydziale Zarządzania Uniwersytetu Gdańskiego.

Z polskim rynkiem kapitałowym związany jest od momentu jego powstania. Był zastępcą kierownika działu ekonomicznego i redaktorem w Rzeczpospolitej, zastępcą redaktora naczelnego Gazety Giełdy Parkiet oraz redaktorem naczelnym miesięcznika Gra na Giełdzie. Autor licznych artykułów, komentarzy, felietonów oraz materiałów edukacyjnych publikowanych w prasie codziennej i specjalistycznej od 1989 roku.

Po informacjach o gigantycznych kwotach dostarczanych amerykańskiej gospodarce i bankom, wreszcie przyszły pierwsze nieśmiałe symptomy poprawy sytuacji w sferze realnej.
Animuszu inwestorom giełdowym na całym świecie dodały zapowiedzi dotyczące kolejnego planu pomocy amerykańskiemu systemowi bankowemu, który jest źródłem największego zamieszania na rynkach finansowych i globalnej recesji.

REKLAMA

Ostatnia sesja ciekawego tygodnia była nieco bezbarwna. Z niewielkimi wyjątkami, zmiany indeksów były raczej kosmetyczne. Przewaga czerwieni na głównych rynkach nie skłania do optymizmu. Ale jeśli zważyć na fatalne dane dotyczące spadku produkcji przemysłowej w styczniu w strefie euro, aż o 17,3 proc., można mówić o sile rynku.
Decyzje Fed podziałały na rynki jak dynamit. Podniosły indeksy w USA, wysadziły w powietrze dolara i doprowadziły do umocnienia złotego. Posiadacze kredytów we frankach mogą trochę odetchnąć. Jak widać, o ich interesy dba nie tylko NBP, ale także banki centralne Szwajcarii i USA.

REKLAMA

To, że spadki na warszawskim parkiecie utrzymują się drugi dzień z rzędu nie byłoby tak niepokojące, gdyby nie fakt, że były kontynuowane także po publikacji nieco lepszych danych gospodarczych i w Stanach Zjednoczonych i w Polsce.
Ostatnie kilkanaście miesięcy to czas lokat bankowych. Przepływały na nie ogromne kwoty wycofywane z funduszy inwestycyjnych, giełdy czy innych bardziej ryzykownych instrumentów. Co ciekawe, im większy był rynek depozytów bankowych, tym wyższe oprocentowanie ulokowanych w nich środków.
Inwestorzy na naszym parkiecie postanowili jednak zrealizować zyski, jakie pojawiły się po kilkunastu dniach wzrostów. Spadki początkowo były niewielkie, jednak pod koniec dnia przecena przybrała na sile. Mimo, że giełda w Stanach Zjednoczonych zaczęła notowania dość optymistycznie.
Coraz częściej, zwłaszcza młodzi, wkraczający w dorosłe życie Polacy stają przed dylematem: kupić czy wynająć? Zawsze warto na chłodno przekalkulować obie opcje.
Po kilku dniach obfitujących w emocje, szczególne jeśli chodzi o giełdy za oceanem, piątek był dla większości rynków dość spokojny. Takie ostudzenie nastrojów bardzo się inwestorom przyda.
Miniony tydzień przyniósł wyraźną ulgę właścicielom kredytów denominowanych w walutach obcych. Obniżka stóp procentowych przez SNB i zapowiedź interwencji na rynku walutowym wpłynęły na znaczne obniżenie rat.
Optymizm na giełdach gaśnie pod wpływem kolejnych fatalnych danych gospodarczych. Japońska gospodarka skurczyła się najbardziej od 36 lat. Produkcja przemysłowa w Niemczech zanotowała w styczniu spadek o 19,3 proc. w porównaniu do stycznia ubiegłego roku, najsilniejszy od 1991 r., czyli od zjednoczenia Niemiec.
Paczka z euforią, przesłana we wtorek przez wujka z Ameryki, starczyła zaledwie na jeden dzień. Dziś szaleńcze wzrosty w Europie nie były już kontynuowane. Skorzystała z niej jeszcze częściowo, spóźniona Azja.
Tak radykalna zmiana nastrojów na amerykańskim rynku akcji, jaką mogliśmy dziś obserwować i to z dość błahego powodu, nie może nastrajać zbyt optymistycznie.
Inwestorzy wciąż patrzą z niepokojem na to, co będzie się działo na amerykańskiej giełdzie. Było to szczególnie mocno widoczne pod koniec dnia, gdy indeksy w Europie wiernie naśladowały ruchy wskaźników za oceanem.
Rządowy program finansowego wspierania rodzin w kupnie własnego mieszkania jest realizowany od 2006 r. Ustawa, na podstawie której funkcjonuje, była już dwukrotnie nowelizowana (w 2007 i 2008 r.). Celem tych zmian było usprawnienie działania i rozszerzenie możliwości korzystania z programu. W ubiegłym roku udzielono w jego ramach 6628 kredytów na łączną kwotę 852,6 mln zł. Plany na 2009 r. zakładają realizację 19,2 tys. kredytów o wartości 2,5 mld zł., czyli trzykrotnie więcej.
Nastroje na amerykańskich giełdach są fatalne. Kolejny w tym tygodniu, czwartkowy spadek tamtejszych indeksów o ponad 4 proc., pachniał wręcz słowem zaczynającym się na literę „k”, którego strach używać. Na szczęście reszta światowych rynków przestała się już tym tak bardzo przejmować. Piątek przyniósł trochę optymizmu i za oceanem i w Europie.
Liczne dane ekonomiczne ze strefy euro i Stanów Zjednoczonych nie zrobiły dziś na rynkach takiego wrażenia, jak informacja o tym, że Chiny nie zwiększą pakietu wsparcia gospodarki. To zdecydowanie pogorszyło nastroje na rynkach.
Wreszcie pojawiły się nieco bardziej pomyślne informacje makroekonomiczne. Indeks PMI mierzący koniunkturę w usługach w strefie euro spadł, ale mniej niż się spodziewano. Obniżył się również indeks wniosków o kredyt hipoteczny w USA, ale tempo jego spadku maleje.
Nasza giełda była dziś niezaprzeczalnie liderem wzrostów w skali światowej. Oczywiście malkontenci będą ten fakt kontestować, twierdząc, że to tylko chwilowy wybryk natury i efekt spekulacyjnej gry kapitału nieznanego pochodzenia. Kapitału, który jeszcze kilka dni temu miał zupełnie inne zamiary i dążył do pogrążenia nas w giełdowym piekle.
Potężne spadki indeksów w Stanach Zjednoczonych z poniedziałku, przekraczające grubo 4 proc., miały ograniczone oddziaływanie na parkiety w innych regionach świata. Tsunami miało charakter lokalny.Zdołało dotrzeć jedynie do Ameryki Południowej, powodując panikę na giełdach w Brazylii i Argentynie.

REKLAMA