Które dzieci nasze są? Nie bez przyczyny niniejszy artykuł zaczyna się rodem z języka potocznego, a sama fraza "utarła się" już nawet jako swego rodzaju frazeologizm na określenie rozwikłania niepewności o przynależność dzieci. Związki tego zagadnienia z tematyką artykułu są dosyć jaskrawe, bowiem poniższy tekst traktuje o dotacjach oświatowych z budżetu gminy na rzecz niepublicznych przedszkoli. Jedną ze zmiennych prawidłowego ustalenia kwoty dotacji jest właśnie liczba dzieci, która jednak pojawia się w dwóch odsłonach, a mianowicie: liczbie dzieci w przedszkolach publicznych i liczbie dzieci w przedszkolach niepublicznych. Ustalenie kwoty dotacji oświatowej jest skutkiem zastosowania ustawowego algorytmu, pojawia się zatem zasadne pytanie, po której stronie równania należy ująć które dzieci?
Osoby prowadzące niepubliczne przedszkola bardzo często wykonują tego typu działalność, wykorzystując wynajmowane (wydzierżawiane) od gmin nieruchomości. Należą do nich przeważnie obiekty byłych przedszkoli publicznych. Zakończenie umowy najmu (dzierżawy), przy braku po stronie gminy woli kontynuowania umowy, skutkuje nie tylko zwrotem nieruchomości, ale niekiedy także zakończeniem działalności. W praktyce osoba, która dokonuje zwrotu obiektu gminie (szczególnie w przypadku zakończenia działalności), spotyka się z żądaniem wydania gminie nie tylko samej nieruchomości, ale także składników majątkowych zakupionych przez organ prowadzący przedszkole w zamian za otrzymane dotacje.
Premier Mateusz Morawiecki poinformował w środę, że od 6 maja dopuszczona będzie możliwość otwarcia żłobków i przedszkoli. Odniosły się do tego władze samorządowe, które deklarują, że czekają na dokładne wytyczne, jak to zrobić lub przeprowadzają konsultuje z rodzicami, dyrektorami placówek i sanepidem. Są też takie miasta, jak np. Warszawa, które informują, że nie otworzą placówek w tym terminie.
Rodzice dzieci, które uczęszczają do prywatnych szkół i przedszkoli coraz częściej skarżą się, że w czasie epidemii, gdy dzieci są w domach, nadal trzeba płacić czesne. Argumentują to w ten sposób: dziecko nie chodzi do szkoły czy przedszkola, rodzic nie chce płacić. Rozumowanie to na pierwszy rzut oka wydaje się logiczne. Sprawa jest jednak bardziej skomplikowana.
Wychowawca powinien mieć pewność, że osoba odbierająca dziecko jest upoważniona przez jego prawnych opiekunów. Jednak na fali RODO-paniki, która wybuchła na początku roku szkolnego, wiele przedszkoli i szkół staje na głowie, by zdobyć papierową podkładkę na wszystkie dane osobowe, które przetwarzają. Czy słusznie?