REKLAMA
Zarejestruj się
REKLAMA
Obraźliwe słowa wypowiedziane z pełną premedytacją, ale i te rzucone w skrajnych emocjach czy pomówienia szeptane za plecami lub publikowane w komentarzach w sieci – to wszystko może nieść za sobą poważne konsekwencje prawne. Zniewaga i zniesławienie dotykają obecnie coraz więcej osób, zarówno w codziennych relacjach, jak i w wirtualnym świecie. Internet dodatkowo podsyca te zjawiska, zamieniając wymianę poglądów w lawinę hejtu, a pozorna anonimowość użytkowników dodatkowo wzmacnia poczucie bezkarności. Zniewaga i zniesławienie, choć przez wielu używane zamienienie, to w rzeczywistość dwa różne zjawiska. Czym się różnią i jakie kary grożą za obraźliwe słowa? Wyjaśnia to adwokat Dawid Jakubiec z Kancelarii Kupilas&Krupa w Bielsku-Białej, który tłumaczy także, gdzie kończy się wolność słowa, a zaczyna odpowiedzialność karna.
7 listopada 2024 r. w Sejmie odbyło się pierwsze czytanie projektu tzw. ustawy antyhejterskiej. Ustawa ma umożliwić osobie dotkniętej hejtem złożenie do sądu tzw. ślepego pozwu. Sąd będzie mógł zażądać od administratora strony internetowej ujawnienia danych umożliwiających identyfikację sprawcy. Projekt ustawy trafił do prac sejmowej komisji nadzwyczajnej do spraw zmian w kodyfikacjach.
Na przestrzeni lat można co jakiś czas usłyszeć zarzuty kierowane wobec osób, które nie popełniły nigdy żadnego czynu zabronionego, ale mają odpowiadać za swoich bliskich, którzy tego mieli dokonać. Tymczasem odpowiedzialność jakiejś osoby wcale nie musi przesądzać o tym, jacy są jej najbliżsi. Ponadto, należy także zaznaczyć, że przypisanie komuś odpowiedzialności za popełnienie przestępstwa/wykroczenia należy najpierw udowodnić w drodze stosownego postępowania.
Obraźliwe posty, fałszywe recenzje czy negatywne opinie. Przedsiębiorcy coraz częściej są ofiarami hejtu w sieci ze strony konkurencji, która zatrudnia tzw. farmy trolli do pisania nienawistnych komentarzy. Skala jest coraz większa.
REKLAMA
Cyberprzemoc a depresja. Tylko 14 proc. uczniów dobrze komunikuje się z rodzicami na temat aktywności w internecie, za to aż 30 proc. nie mówi nikomu o swoich kłopotach w sieci. „Internetowy hejt to problem, który coraz częściej kończy się tragicznie: głęboką depresją, samookaleczeniem, próbami samobójczymi” – mówił Jakub Płodzich, dyrektor Instytutu Lema, podsumowując projekt „Ogarnij hejt”.
REKLAMA
REKLAMA