REKLAMA
Zarejestruj się
REKLAMA
Trybunał Stanu (TS) pełni w polskiej polityce rolę miecza Damoklesa. Wisi nad głowami naszych politycznych władców, grozi im, ale nie spada na ich głowy. Trybunałem się u nas bowiem często straszy, ale praktycznie nikogo się przed nim nie stawia. Tymczasem nie jest przecież tak, że polscy politycy są bez skazy. Wielu z nich zasługuje na to, by TS orzekł, czy nie powinni ponieść konstytucyjnej odpowiedzialności za swoje działania. Nasi politycy wolą sobie jednak nawzajem grozić użyciem tej instytucji, niż z niej korzystać. Ponieważ bardzo niedawno Sejm wybrał nowy skład TS, warto przypomnieć jego historię i zastanowić się czy do czegokolwiek właściwie on jest przydatny.
Powiesić kilku aferzystów i po gospodarczych problemach PRL. Taka prosta myśl podobno przyświecała towarzyszowi Gomułce, gdy dał SB i milicji „zielone światło” dla poszukiwania nikczemników grabiących nadwiślańską demokrację ludową. Powołano specjalne Wojewódzkie Zespoły do Walki z Nadużyciami (PRL-owski odpowiednik CBA). W efekcie poszukiwań aferzystów, służby PRL wykrywały kolejne „zorganizowane” grupy przestępcze. Pierwsze dwie głośne afery dotyczyły przemysłu skórzanego, kolejna najgłośniejsza afera - mięsnego.
Kiedy jeszcze byłem małym chłopcem dorastającym w latach 80tych w PRL-u, moją uwagę zwracały dwie marki, z którymi obnosili się dorośli na reklamówkach. Pierwszą z nich był PEWEX, a drugą jeszcze bardziej egzotyczną Baltona. Reklamówek z tych sklepów nie wyrzucano, ale z dumą noszono w nich zakupy, aż do zupełnego zniszczenia.
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA