Ciągle jest czas na złożenie pozwu w sprawie o wyeliminowanie z umowy kredytowej tzw. klauzul indeksacyjnych. Dzięki temu możliwe jest przewalutowanie długu na złotówki po kursie z dnia jego wypłaty. Coraz częściej sądy wyrażają na to zgodę. Ale ta droga zostanie zamknięta, jeśli przepisy zmienią się na korzyść banków. A trzeba wyraźnie podkreślić, że instytucje finansowe mają wystarczające zasoby do tego, żeby wpływać na procesy legislacyjne. Pośpiech jest wskazany również z powodu długotrwałych, tj. nawet kilkuletnich, postępowań. Samo oczekiwanie na wyznaczenie terminu rozprawy może trwać ponad rok. Dla ryzykantów dostępne jest też bardziej kontrowersyjne rozwiązanie, polegające na zaprzestaniu płacenia rat. Biorąc pod uwagę różnego rodzaju pomyłki, jakie popełniają banki przy dochodzeniu swoich praw, taka taktyka potrafi się opłacić.
Trzeba działać szybko
Co pewien czas w mediach pojawiają się doniesienia na temat planów kompleksowego uregulowania kwestii frankowych, choć nie ma jeszcze oficjalnego projektu ustawy o zbiorczym przewalutowaniu wszystkich kredytów walutowych. Można się zatem obawiać, że ewentualne rozwiązania będą uwzględniały przede wszystkim interesy banków, powołujących się wciąż na stabilność systemu finansowego i swoją wyjątkową rolę w gospodarce. Przykładem takiej regulacji, rozwiązującej pewien problem, ale nie w sposób jednoznacznie korzystny dla konsumentów, jest ustawa, która właśnie weszła w życie. Dzięki jej zapisom, czas przedawnienia roszczeń został skrócony z 10 do 6 lat.
Teraz jeszcze często sądy podzielają punkt widzenia dłużników, potwierdzany m.in. w istotnych poglądach Rzecznika Finansowego. Wydają wyroki, dzięki którym frankowicze mogą spłacać swoje długi w złotówkach. Jednak należy się spodziewać, że w końcu zostaną przyjęte przepisy zamykające tę drogę. I wtedy nie będzie już podstaw do złożenia pozwu o wyeliminowanie z umowy kredytowej tzw. klauzul indeksacyjnych.
Polecamy produkt: Prenumerata elektroniczna Dziennika Gazety Prawnej KUP TERAZ!
Na samo skompletowanie wszystkich dokumentów i wyliczenie kwoty dochodzonego roszczenia potrzeba kilku miesięcy. Postępowania w I instancji trwają nawet 2 lata, a w II – od 6 miesięcy do 2 lat. Tak długi czas wynika z tego, że polskie sądy są poważnie obłożone sprawami i brakuje im wystarczającej liczby pracowników, w tym m.in. sędziów. Dlatego trzeba się spieszyć i być przygotowanym na to, że bank może zakwestionować nasze żądanie. Wówczas zostaną powołani biegli do obliczenia nadpłaconej sumy pieniędzy. I to dodatkowo wydłuży proces.
Wskazana precyzja
Oprócz pośpiechu niezmiernie ważna jest skrupulatność. Należy precyzyjnie przygotować pełen komplet dokumentów, zawierający m.in. wszystkie załączniki i aneksy do umowy. Trzeba też sprawdzić, czy od czasu jej podpisania nie zmieniły się istotne dane, np. numer KRS, nazwa lub siedziba banku. Jeśli nie będą zgodne ze stanem faktycznym, poprawianie ich dodatkowo opóźni sprawę.
W prawidłowym obliczeniu kwoty roszczenia mogą pomóc eksperci z zakresu bankowości i rachunkowości, współpracujący z kancelariami. Prawnicy często nie do końca rozumieją ekonomiczne mechanizmy indeksacji, zawarte w umowach kredytowych, przez co ich wyliczenia bywają nieprecyzyjne. Przejrzyście przedstawione kalkulacje, oparte na uzyskanych z banku informacjach dotyczących historii oprocentowania i spłaty kredytu, ułatwiają przekonanie sądu do swoich racji.
Jednym z najpoważniejszych błędów, skutkującym przegraniem sprawy, jest źle sformułowane roszczenie. Może to być m.in. żądanie nieważności umowy zamiast bezskuteczności konkretnych klauzul. To by znaczyło, że zobowiązania w ogóle nie było. Wówczas bank mógłby domagać się natychmiastowego zwrotu całej wypłaconej wcześniej kwoty, pomniejszonej o sumę spłaconych już rat.
Tymczasem uznanie bezskuteczności klauzul indeksacyjnych oznacza, że umowa dalej obowiązuje. Jednak zarówno wysokość kredytu, jak i raty nie są przeliczane na obcą walutę. Właściwie skonstruowany pozew i prawidłowo wyliczona kwota roszczenia dają dużą szansę na wygranie sprawy w I instancji.
Alternatywny sposób
Poza złożeniem pozwu, istnieje też inne rozwiązanie. Niektórzy kredytobiorcy, z własnej inicjatywy lub zmuszeni okolicznościami, przestają spłacać raty kredytu. W konsekwencji bank pozywa ich o zapłatę. W takim procesie dłużnik również może bronić swoich racji i ma prawo korzystać ze wszystkich dostępnych argumentów. Kredytodawca, jako strona inicjująca postępowanie, musi wówczas udowodnić, że umowa została zawarta prawidłowo, wyliczyć wysokość roszczenia wobec klienta i wskazać jego podstawę prawną oraz ponieść całkowite koszty opłat sądowych.
W wygraniu takiej sprawy może pomóc nieprzedłożenie przez bank właściwych dokumentów. A tak się zdarza, nawet gdy zobowiązania opiewają na bardzo wysokie kwoty. Sprawy dotyczą bowiem najczęściej umów sprzed kilkunastu lat, często zawieranych z poprzednikami prawnymi kredytodawców. Bywa także, że bank nieprecyzyjnie uzasadnia wysokość swojego roszczenia lub podstawa prawna, którą wskazuje jest wadliwa.
Ocena, czy warto podjąć taką taktykę, powinna uwzględniać m.in. okoliczności zawarcia umowy, wysokość aktualnego salda kredytu i dokumentację dotyczącą zadłużenia. Należy zastanowić się też nad przeznaczeniem zaoszczędzonych kwot – na bieżącą konsumpcję lub tzw. poduszkę finansową. Szczególnie istotne jest także nastawienie psychiczne. Nie każdy klient czuje się komfortowo, będąc w roli pozwanego. W przypadku przegranej sprawy, będzie musiał zapłacić koszty sądowe i odsetki za opóźnienie w spłacie rat. Obecnie wynoszą one 7% rocznie.
Autorem publikacji jest adwokat Jakub Bartosiak,
Michrowski Bartosiak Family Office