Napad na bank "Pod Orłami"
REKLAMA
REKLAMA
Napad na bank w okresie PRL wydawał się czymś nadzwyczajnym. Polska w tym czasie była państwem policyjnym. Nic nie mogło się bowiem wydarzyć bez wiedzy (a może nawet zgody) Służby Bezpieczeństwa i organów ścigania.
REKLAMA
Jeden bank, jeden napad
Jedyny, bodajże napad na bank, w okresie Polski Ludowej miał miejsce 22 grudnia 1964 r. Cała wydarzenie rozegrało się w samym centrum Warszawy przy ul. Jasnej w okolicach budynku „Pod Orłami”.
Zobacz: Powód cywilny w postępowaniu karnym
REKLAMA
Około godz. 18.30 pod budynek przy ul. Jasnej podjechał samochód marki Warszawa. W samochodzie znajdowali się kasjerka z pobliskiego Centralnego Domu Towarowego oraz dwaj wartownicy. Gdy cała trójka wysiadła z samochodu na miejscu nagle pojawił się tajemniczy mężczyzna. Najpierw niby przypadkiem wpadł na jednego z wartowników następnie wyciągnął pistolet i oddał w jego kierunku strzał. Zabrał strażnikowi worek i zaczął uciekać w kierunku dzisiejszej ul. Zgody.
W tym samym czasie drugi mężczyzna oddał bez ostrzeżenia strzały do drugiego wartownika. Następnie obaj mężczyźni uciekli ulicą Moniuszki. Zrabowane pieniądze (ok. 1 300 000 zł) złodzieje przekazali trzeciemu wspólnikowi. Ten natomiast uciekł dalej samochodem.
Nie wyjaśnione
Napad na bank na ul. Jasnej był największą kradzieżą w PRL-u. Był też bardzo spektakularny. Ówczesnym organom ścigania nigdy nie udało się jednak ustalić kto był jego sprawcą. Hipotez na ten temat jest wiele. Jedna z nich mówi, że w napad byli zamieszani pracownicy Służby Bezpieczeństwa. Ich udział miał zapewnić nierozwiązanie zagadki. Znali oni bowiem procedury panujące w resorcie i wiedzieli jakie czynności śledcze są podejmowane.
Zobacz serwis: Prawo karne
REKLAMA
REKLAMA
© Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A.
- Czytaj artykuły
- Rozwiązuj testy
- Zdobądź certyfikat