Atak hakerów
Co łączy atak hakerów na polskie strony rządowe oraz założycieli wielkiego serwisu Megaupload, aresztowanych w Nowej Zelandii? W każdym z tych wydarzeń chodzi o dostęp do jednej z najbardziej pożądanych rzeczy. Do portfela miliardów użytkowników internetu. Ofiarą tej potyczki może być wolność słowa oraz swobodny dostęp do informacji.
Walka o miliardy dolarów
Atak hakerów na strony polskiego rządu, to tylko lokalne echa szerszego frontu. Walka toczy się o miliardy dolarów, jakie każdego roku kreuje własność intelektualna. W jednym narożniku stoją organizacje twórców zarabiające na prawach autorskich, które domagają się zwiększenia ochrony przed nielegalnym wykorzystywaniem twórczości. Po drugiej stronie stoi spory już przemysł nielegalnego wykorzystywania cudzej pracy. O tym, że nielegalne korzystanie z własności intelektualnej może być opłacalne świadczy przykład założyciela serwisu Megaupload. Niedawno został on aresztowany w Nowej Zelandii. Działając na zlecenie amerykańskich organów ścigania Policja aresztowała go podczas imprezy w jego własnej posiadłości wartej ponad 24 miliony dolarów.
Obie strony walczą tak naprawdę o dostęp do solidnego źródełka dolarów, jakie co roku generuje sieć z tytułu własności intelektualnej. Wielkie korporacje zarabiające na prawach autorskich (np. wytwórnie muzyczne) dążą do ograniczenia piractwa intelektualnego. Bez zwiększenia kontroli nad siecią i ograniczenia prawa do prywatności, będzie to w zasadzie trudne do wykonania. Z drugiej strony nielegalny przemysł piracki rośnie w cieniu wielkich haseł takich jak swobodny dostęp do informacji, czy prawo do prywatności. Gdzieś w samym środku znajdują się takie organizacji, jak Creative Commons, która promuje ideę kompromisu między słusznymi prawami autorów oraz możliwie najszerszym dostępem do dóbr kultury oraz informacji.
Zobacz: Będą poszukiwać nielegalnych kopii książek w internecie
ACTA
Jedną z ofiar tej potyczki mogą być podstawowe prawa wszystkich użytkowników sieci, a także podstawowe zasady nowoczesnego społeczeństwa. Wzrastające zyski z piractwa powodują większą presję organizacji chroniących prawa autorskie na zwiększenie zakresu ochrony interesów twórców. Presji tej ulegają zwłaszcza państwa rozwinięte.
W tym momencie pojawia się ACTA czyli Anti-Counterfeiting Trade Agreement (umowa handlowa dotycząca zwalczania obrotu towarami podrabianymi) – porozumienie najbardziej rozwiniętych gospodarek globu, ze Stanami Zjednoczonymi i UE na czele. Umowa zakłada ujednolicenie zasad dotyczących ochrony praw autorskich, a także wyznacza standardy związane z dochodzeniem odszkodowań oraz z odpowiedzialnością karną.
Dla zwolenników regulacji to ważny dokument mający za zadanie lepiej chronić interesy twórców, którzy tracą na nielegalnym obrocie w sieci. Z kolei przeciwnicy aktu zarzucają mu, iż jest on prostym środkiem do ograniczenia wolności słowa oraz wprowadzenia wzmożonej inwigilacji aktywności w internecie. Aktywnym przedstawicielem obozu przeciwników jest m.in. grupa Anonymous, która za pomocą ataków hakerskich stara się zastopować proces implementacji w poszczególnych państwach tego międzynarodowego porozumienia. To właśnie ta grupa zainicjowała atak na strony internetowe amerykańskiego rządu oraz organizacji antypiracki w odpowiedzi na zamknięcie serwisu Megaupload.
Zobacz serwis: Prawo autorskie
Co zawiera ACTA?
Jednym z zapisów jest wprowadzenie urzędowego ścigania przestępstw związanych z naruszeniem praw autorskich. Do tej pory postępowanie karne jest wszczynane na wniosek pokrzywdzonej strony. Po implementacji postanowień umowy takie postępowanie miałoby być wszczynane z urzędu. Taka zmiana znacznie ułatwi życie wielkim podmiotom zarabiającym na prawach autorskich (np. wytwórnie muzyczne). Może też wywołać paraliż organów ścigania zalanych takimi sprawami, wszczynanymi z urzędu.
Więcej kontrowersji budzą zapisy, które mogą w efekcie doprowadzić do ograniczenia wolności słowa. Niepokój przeciwników umowy wzbudzają zapisy, które będą zobowiązywały organy państwowe do udostępniania pełnego zestawu informacji, które mogłyby pomóc w wykryciu towarów stanowiących naruszenie (praw autorskich) – o czym traktuje art. 22 ACTA. Informacje te mogłyby dotyczyć m.in. opisu i ilości towaru. Zdaniem przeciwników takie zapisy mogą spowodować naruszenie prawa do prywatności, a organizacje zajmujące się ściganiem naruszeń prawa własności intelektualnej faktycznie mogłyby uzyskać dostęp do informacji o użytkownikach sieci nawet bez zgody sądu. Sama umowa rzeczywiście takiego niebezpieczeństwa nie zauważa, upoważniając do przekazywania informacji „właściwe organy” (państwa), wśród których mogą być zarówno organy sądowe lecz również administracyjne.