Państwo budzi się – chce pomagać frankowiczom czy może jednak… bankom?
Upływający 2020 rok był szalenie trudny dla wielu, ale kredytobiorcom we frankach przyniósł światełko w tunelu. Wreszcie sytuacja odmieniła się i wygrywają z bankami. I teraz nagle państwo zaczęło się nimi interesować, np. w postaci KNF, która złożyła ostatnio propozycję ugody. Co to może oznaczać dla frankowiczów?
Polecamy: Seria 5 książek. Poznaj swoje prawa!
Banki od jesieni intensywnie szukają pomocy
O tym, że kredyt frankowy stał się przedmiotem gry politycznej, doskonale wiemy. Mimo obietnic w trakcie poprzedniej kampanii prezydenckiej kredytobiorcy we frankach nie doczekali się realnej pomocy od państwa. Nawet komisji śledczej, jaką mieli poszkodowani w aferze Amber Gold, niewątpliwie mniej liczni od kredytobiorców w helweckiej walucie.
Nagle po orzeczeniu Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej z końca 2019 roku sytuacja diametralnie się odmieniła. Frankowicze zaczęli masowo wygrywać w sądach. Banki nie wytrzymały długo, już po roku od pamiętnego wyroku w sprawie państwa Dziubaków same zaczęły szukać pomocy u państwa.
Najpierw poszły do Narodowego Banku Polski, ale prezes Adam Glapiński dał im jasno do zrozumienia, że to banki są winne sytuacji, jaką sobie i swoim klientom zaserwowały. Nie mogą więc przerzucać odpowiedzialności na innych.
Dalej instytucje finansowe zwróciły się do Ministerstwa Finansów z trzema propozycjami partycypacji w sprawach frankowych, czyli – co tu dużo mówić – w kosztach ich rozwiązania. Jedna z nich mówi o wykupieniu przez państwo portfela hipotek frankowych po cenach rynkowych.
Następnie Komisja Nadzoru Finansowego uznała, że czas najwyższy rozwiązać ten problem drogą pozasądową, czyli wejść na drogę ugody pomiędzy bankami a frankowiczami. Dzięki temu te pierwsze stracą „ledwie” 35 mld złotych, a nie – jak szacują analitycy – niemal dwukrotnie. Związek Banków Polskich jeszcze w tym roku mówił o 60 mld złotych, ale analitycy banków oszacowali straty na znacznie wyższe kwoty.
Spójrzmy na zagęszczenie akcji. Jak wiele wydarzyło się w ciągu ostatnich dwóch miesięcy. Nagle państwo zaczęło interesować się kredytobiorcami, a raczej… bankami. Te bowiem nie doceniły siły gniewu frankowiczów, którzy ruszyli do sądów. Z drugiej strony wyroki, choć są sprawiedliwe i dobre dla konsumentów, nie biorą pod uwagę praw ekonomii. I to ten problem jest ostatnio mocno nagłaśniany.
Chodzi nie tylko o odfrankowienie kredytu, które wydaje się dziwnym tworem, bo choć zmienia się walutę kredytu na złotówki, to jednocześnie zachowuje korzystne oprocentowanie LIBOR dla franka szwajcarskiego.
Myślę, że bardziej niepokoi to, że fatalna kondycja banków to po prostu zła wiadomość dla gospodarki kraju ogółem. To wszystko stanowi system naczyń połączonych. Instytucje finansowe i tak już nie mają ostatnio lekko – poza frankowiczami męczą ich niskie stopy procentowe ustalone przez NBP. To z ich powodu tracą – sam mBank zaobserwował o 70% niższe zyski niż rok temu! Dlatego – jak to w sieci powiązań bywa – zwracają się o pomoc do państwa. To, aby pomóc sobie, pomoże i im.
Na czym polegają ugody zaproponowane przez KNF?
Wróćmy jeszcze do ostatniego tematu – do ugód. Budzą one wiele wątpliwości. Mają polegać na przewalutowaniu kredytu, na zamianie go na złotówkowy. Pociąga to za sobą zmianę oprocentowania na WIBOR, które jest wyższe od LIBOR, typowego dla kredytów w helweckiej walucie. Może się więc okazać, że po obniżeniu zadłużenia raty urosną, zamiast zmaleć. Czyli stanie się zupełnie inaczej niż przy odfrankowieniu kredytu.
Cóż, wydaje się to logiczne, ugody mają w końcu być rodzajem kompromisu, nie zadowolą w pełni żadnej ze stron. Skoro jednak banki tracą i przegrywają w sądach, w ich interesie będzie leżało zaproponowanie ugód. Oczywiście, o ile nie znajdą lepszego dla siebie rozwiązania, bo ostatnio są na tym polu bardzo aktywne. Dzięki ugodom nie tylko ograniczą straty, ale i może odzyskają choć część utraconego zaufania – kto wie?
Naturalnie znajdą się tacy frankowicze, którzy zechcą przystać na ugody, bo dla niektórych pieniądze (choć mniejsze) otrzymane tu i teraz, bez kilkuletniego procesu, wydają się całkiem niezłym rozwiązaniem. Niemniej jednak wszystko zależy od tego, kiedy kredyt zaciągnięto – jednym więc będzie się to opłacać bardziej, innym wcale.
Co więcej, przystanie na ugodę oznacza raczej rezygnację z pozwania banku w przyszłości. A tylko droga sądowa umożliwia odzyskanie największej ilości pieniędzy. Każda sprawa jest więc niezwykle indywidualna i należy jej się bacznie przyjrzeć wraz ze swoim prawnikiem. Więcej o kredytach frankowych i zagraniach banków piszę na mamkredytwefrankach.pl.
Co dalej? Teraz czekamy, aż banki przemyślą propozycję KNF, uzgodnią to z odpowiednimi urzędami (w tym UOKiK) i politykami. Może to zająć kilka miesięcy. Mam przeczucie, że do tego czasu wypłyną kolejne sposoby rozwiązania problemu banków… przepraszam, frankowiczów…