Prawniczy bełkot, czyli dlaczego nie rozumiemy prawników
REKLAMA
REKLAMA
- Zrozumieć prawnika
- Z prawnikiem po łacinie
- Wierzytelność, weksel, sensu largo, de facto…
- Dobra komunikacja to podstawa
- Trudne do zrozumienia ustawy
- Dokument musi być rozumiany przez klienta, nie tylko prawnika
Zrozumieć prawnika
REKLAMA
Tradycja jest dobra, ale musi być z umiarem. Niewiele już takich dziedzin, w których tradycja i konserwatyzm słowny wciąż mają się nieźle. Prawo to jedna z tych branż, gdzie wciąż używa się słów i zwrotów stosowanych jeszcze sto lub więcej lat temu. Ta maniera przechodzi z pokolenia na pokolenie. Z profesorów na doktorantów, a z tych dalej - na studentów. Po kilku latach studiów człowiek tak mocno nasiąka tradycyjnym językiem, że trudno mu zacząć posługiwać się inną formą.
REKLAMA
- Niestety, wraz z wyuczonymi formami, wielu prawników wciąż nie zdaje sobie sprawy, że dla przeciętnego człowieka ich język jest niezrozumiały - potwierdza Katarzyna Armińska-Waszczyk z kancelarii armińska radcowie prawni. - Niezrozumienie rodzi nieufność i w naturalny sposób oddala ludzi do siebie. Dlatego prawnicy całkiem nieźle czują się w komunikacji z innymi prawnikami, lecz gdy przychodzi do komunikacji z klientem, często bywa z tym problem. Wbrew odczuciom klientów nie jest to zła wola prawnika. On po prostu inaczej nie potrafi. Prawnicy uczą się tłumaczyć przepisy prawne na życiowe przypadki, lecz nikt nie uczy ich jak tłumaczyć rzeczy trudne na proste. - dodaje prawniczka.
Z prawnikiem po łacinie
REKLAMA
Tradycja prawniczego języka sięga bardzo daleko. Na studiach prawniczych uczą, że „w starożytnym Rzymie…”. Prawo rzymskie to przedmiot obowiązkowy na studiach prawniczych. Także wtedy młodzi adepci zawodu uczą się łaciny. Bez obawy - nie w tym potocznym znaczeniu, o którym myślicie. Po prostu nasiąkają rzymskimi paremiami, a ich pisma zaczynają puchnąć od tych wszystkich „de facto”, „in concreto”, „a limine”, „sensu stricto” czy „sensu largo”.
Gdy młodzi prawnicy opanują łacinę, zaczyna się zabawa zwrotami, która trwa często przez całe ich zawodowe życie. Dlatego w umowach możesz często spotkać „vis maior”, a w pismach „modus operandi” czy „in dubio pro reo”. Coraz częściej jednak staje się jasne, że używanie łacińskich zwrotów nie jest już oznaką prestiżu, lecz brakiem szacunku dla klienta, który po prostu jej nie rozumie. Efektem są trudne i niezrozumiałe pisma, budujące barierę zamiast mostu porozumienia między prawnikiem, a jego klientem.
- Jedną z funkcji bełkotu jest funkcja rytualna. Używamy wówczas bełkotu bezrefleksyjnie, nie wiedząc o jego istnieniu. Gdy jako padawani wchodziliśmy do środowiska, wszyscy tak mówili. Rytualnie dostosowujemy się do panującego stylu i powtarzamy – możliwe, że początkowo bez rozumienia – kliszowane zwroty, frazy, a nawet całe zdania. W biografii prawnika niezwykłą rolę mistrza rytualnej ceremonii odgrywa promotor oraz patron. To oni kształtują język ucznia z mocą guru m.in. poprzez błyskotliwe lub ironiczne komentarze do pracy dyplomowej, a później – do debiutanckich pism procesowych - komentuje językoznawca prof. Tomasz Piekot.
Wierzytelność, weksel, sensu largo, de facto…
Czasem można odnieść wrażenie, że prawnik mówi w obcym języku. Prawnicy - jak każdy specjalistyczny zawód - używają branżowego słownictwa. Dobrze się czują w tym żargonie, bo ćwiczyli go przez lata. Miało to swój cel - pozwalało na precyzję w nazywaniu tego, czego wymagały ustawy. Dlatego prawnicy bez trudu porozumiewają się z innymi prawnikami i każdy z nich wie, o co chodzi. Stąd bez mrugnięcia okiem posługują się takimi pojęciami jak „należności”, „wierzytelność”, „powód”, „pozwany”, „zaliczka”, „zadatek”, „weksel” czy „przedmiot najmu”. Nie zdają sobie nawet sprawy, że dla laików te zwroty często niewiele znaczą.
- Z perspektywy badań naukowych nie jest jasne, czy trudność języka zależy od trudności przedmiotu wypowiedzi. Intuicja podpowiada, że tekst o zasadach aranżacji przestrzeni w kancelarii powinien być prostszy od wezwania do wykazania interesu prawnego. W odniesieniu do prawników najnowsze badania z MIT temu przeczą. Specjaliści innych dziedzin nauki piszą prościej od prawników na temat zjawisk dużo trudniejszych niż prawne. Wydaje się, brzmiał wniosek z tych badań, że prawnicy używają skomplikowanego języka specjalnie – w funkcji wyróżnika środowiskowego lub dopalacza statusu. Odkrycie to okazało się na tyle nieodkrywcze, że otrzymało nagrodę IG Nobla, czyli wyróżnienie za oczywistość, która ma filozoficzną głębię - wskazuje prof. Piekot.
Czy prawnicze terminy da się zastąpić prostymi słowami bez ryzyka utraty ich znaczenia? Tak. Za argumentem, że nie wszystko da się powiedzieć prosto, często czai się obawa, że prawnik nie wszystko będzie potrafił powiedzieć prosto. To wymaga wysiłku. Jeśli ktoś wyjechał za granicę i całe dorosłe życie mówił po angielsku, zajmie mu trochę czasu, zanim w mowie ojczystej odnajdzie słowa, które oddadzą to, co chce przekazać. Może więc warto już na studiach prawniczych wprowadzić zwyczaj używania specjalistycznego języka naprawdę tylko tam, gdzie jest to niezbędne? W pozostałym zakresie warto mówić “normalnie” bez ryzyka oblania zaliczenia.
Dobra komunikacja to podstawa
Prawnicza szkoła to nie tylko łacina i branżowa terminologia. Liczy się też precyzja! Dobry prawnik jest jak programista, który wie, jakiego polecenia użyć w wybranym miejscu w kodzie. Stąd wręcz obsesją prawników jest precyzja i logika, którą też musieli zdawać na egzaminach. Tymczasem dla zwykłego człowieka bywa to irytujące jak prompty wpisywane do chatGPT, które dają nie do końca spodziewane efekty. To dlatego, że ludzie z natury nie są logiczni. Język nie został wymyślony wyłącznie do przekazywania (kodowania) informacji, ale przede wszystkim do komunikacji. Stąd zdarza się, że z powodu precyzji i logiki, komunikacja między prawnikiem a jego klientem kuleje. Po prostu z racji różnych doświadczeń i życiowego tła trudno jest im się porozumieć.
Prawnicy wiedzą, że użycie właściwego słowa we właściwym miejscu może zmienić znaczenie całego dokumentu lub konstrukcji prawnej. Jednak zrobienie tego dodatkowo w taki sposób, który klient zrozumie, wymaga poświęcenia. Tylko że takiego poświęcenia w pracy nie da się przecenić! Gdy klient rozumie, co podpisuje, rośnie w ten sposób jego pewność siebie i poczucie wartości, a takie uczucie jest warte każde pieniądze. Nie wszyscy prawnicy jeszcze to rozumieją.
Trudne do zrozumienia ustawy
Na koniec, niczym wisienka na torcie “prawniczego bełkotu”, tkwi praprzyczyna wszystkich zmartwień - okropne, źle napisane, nielogiczne, niespójne i trudne w rozumieniu ustawy. Wielu zastanawia się, w jakim magicznym gabinecie powstają te fatalne dokumenty, których następnie prawnicy uczą się na pamięć, aby zaliczyć egzaminy. Ich wykucie sięga tak głęboko, że często pozostaje z prawnikami na zawsze. Autorzy ustaw, którzy następnie fundują wszystkim ich stosowanie, przypominają strażaka podpalającego las, aby go potem ugasić. Źle napisane prawo to prawo niezrozumiałe i niedziałające w praktyce. Nie da się go jednoznacznie stosować, stąd powstają różne interpretacje i spory. Te przyprowadzają do sądów i urzędów dziesiątki tysięcy firm i podatników, wierzycieli i dłużników, powodów i pozwanych.
Źle napisane teksty ustaw bywają fundamentem prawniczego ekosystemu. Ekosystemu, z którego jednostkom niezwykle trudno jest się wydostać. A żeby w nim żyć i się poruszać, trzeba być niezwykle precyzyjnym, używać branżowego języka oraz tworzyć długie, skomplikowane, specjalistyczne teksty i opinie. Koło się zamyka. Bo nawet ci prawnicy, którzy chcieliby iść z duchem czasu i prosto tłumaczyć klientom skomplikowane rzeczy, nie mają wsparcia w ustawach. Wręcz przeciwnie - bywają na cenzurowanym. Ich chęć stosowania prostego i jasnego języka obraca się przeciwko nim. Dlatego wielu prawników nie chce nawet spróbować.
Dokument musi być rozumiany przez klienta, nie tylko prawnika
Coraz więcej prawników dostrzega ograniczenia, które prowadzą do potocznie zwanego “prawniczego bełkotu”. Najbardziej na używaniu trudnego, naszpikowanego długimi zdaniami języka traci dialog z klientem. Ma on poczucie, że nie jest rozumiany, a lęk przed byciem postrzeganym jako osoba, która nie rozumie, często powstrzymuje klientów przed otwartą rozmową z prawnikiem. Jest to ze szkodą dla każdej ze stron.
Bełkot prawniczy, jeśli istnieje, nie jest problemem kompetencyjnym. Prawnicy i prawniczki mogą i potrafią pisać prościej. Robią to świetnie, gdy nabiorą przekonania, że warto. Potrzebują tylko impulsu, który im pokaże, że prostota wypowiedzi prawniczej zapewnia silniejszą pozycję w środowisku i na rynku niż językowe krynoliny - dodaje językoznawca.
Coraz większą rzeszę zwolenników zyskuje metoda tworzenia jasnych i prostych dokumentów, umów, regulaminów i tekstów prawnych - czyli legal design. Legal design to design w służbie prawa. Metoda, ale i filozofia, która odbiorcę dokumentu prawnego stawia w centrum zainteresowania. Prawo ma być dla ludzi, a dokument prawny ma być odpowiedzią na problem klienta. A skoro tak, to przede wszystkim przez klienta, a nie prawnika, ma być zrozumiany.
Legal design zakłada, że nawet skomplikowane przepisy można wyjaśnić prostym językiem. A klient, który rozumie, co czyta, będzie bardziej zadowolony z obsługi prawnej, poczuje się lepiej zabezpieczony i zaufa, że prawnik rzeczywiście dba o rozwiązanie jego problemu. - przyznaje radczyni prawna Katarzyna Armińska-Waszczyk, której kancelaria świadczy usługi legal design. - Stosowanie tej metody znacząco ułatwia życie klientom. Doceniają ją nie tylko prawnicy, ale też firmy, które komunikują się ze swoimi klientami za pomocą umów i regulaminów. Coraz częściej doceniają ją także pracodawcy, którzy chcą, aby ich pracownicy rozumieli swoje prawa i obowiązki oraz zasady, które składają się na kulturę firmy. Prosty i jasny język w dokumentach prawnych może zapobiec wielu nieporozumieniom, a w rezultacie - także sporom sądowym. - dodaje ekspertka.
Nowoczesne podejście do tworzenia dokumentów prawnych polega na projektowaniu ich z myślą o użytkowniku. To oznacza, że dokumenty są zrozumiałe i estetyczne, a co najważniejsze - są one zgodne z prawem, a więc i bezpieczne. Legal design to krok milowy w stronę transparentności, zrozumienia i dostępności prawa dla każdego. To potężne narzędzie do walki z wykluczeniem prawnym społeczeństwa. Ogromnie cieszy, że zyskuje coraz więcej zwolenników.
Autorka: Katarzyna Ploetzing / Kancelaria armińska radcowie prawni
Zobacz także: Obawy przed tworzeniem adwokatów drugiej kategorii
Przygodzki: Prawnik powinien mieć zdolności do myślenia krytycznego i analitycznego [WYWIAD]
Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Infor.pl
REKLAMA
REKLAMA
- Czytaj artykuły
- Rozwiązuj testy
- Zdobądź certyfikat