Niebieskie karty i przemoc - jakie statystyki?
REKLAMA
REKLAMA
Mniej Niebieskich kart, ale niekoniecznie mniej przemocy
Spadła liczba zgłoszeń od pracowników socjalnych i policjantów, wzrosła natomiast od pracowników oświaty i ochrony zdrowia. Ogółem zawiadomień o przemocy domowej było w zeszłym roku mniej, eksperci nie są jednak przekonani, że zmniejszyła się jej skala.
REKLAMA
REKLAMA
W ubiegłym roku do gminnych zespołów interdyscyplinarnych ds. przeciwdziałania przemocy w rodzinie trafiło 91,3 tys. Niebieskich kart, wskazujących na możliwość wystąpienia domowej agresji. Było ich więc mniej o 3,5 proc. w porównaniu z 2019 r., kiedy ich liczba sięgała 94,7 tys. Zdaniem ekspertów wpływ na to miała pandemia i wprowadzone w jej trakcie obostrzenia, bo pracownicy pomocy społecznej rzadziej wychodzili w teren, a policjantom przybyło nowych obowiązków związanych z ich przestrzeganiem. Tymczasem to właśnie te dwie grupy do tej pory przodowały w liczbie sporządzanych kart.
Renata Durda, kierowniczka Ogólnopolskiego Pogotowia dla Ofiar Przemocy w Rodzinie „Niebieska Linia”, podkreśla, że ze względu na COVID-19 spadku w liczbie kart wszyscy się spodziewali i wydawało się nawet, że może on być jeszcze większy. Nie oznacza to jednak, że przypadków przemocy było mniej, bo rzeczywistość, zwłaszcza pierwszych miesięcy pandemii, była bardziej złożona, niż mogłoby to wynikać ze statystyk. – Po jej wybuchu odnotowaliśmy duży wzrost zapotrzebowania na pomoc. Mieliśmy więcej telefonów, część osób zgłaszała się do nas przez media społecznościowe. Dotyczyło to również innych organizacji działających na rzecz osób doświadczających przemocy. Jednocześnie komendant policji mówił o spadku interwencji dotyczących domowej agresji. Dlatego właśnie statystyki mogą nie oddawać faktycznej skali przemocy w rodzinie, zwłaszcza że jeszcze przed pandemią nie zawsze dochodziło do zgłoszenia czy ujawnienia takich przypadków – wyjaśnia.
REKLAMA
Zwraca też uwagę, że chociaż dane za poprzedni rok pokazują, że liczba Niebieskich kart pochodzących od funkcjonariuszy policji i pracowników pomocy społecznej zmalała o odpowiednio 2,3 proc. i 16,7 proc. w stosunku do 2019 r., to i tak to wciąż od nich gminne zespoły dostają najwięcej formularzy.
Ciekawe jest natomiast to, że w 2020 r. wzrosła liczba kart, które wypełnili pracownicy oświaty oraz ochrony zdrowia. Jest to o tyle zaskakujące, że nauka w szkołach przez praktycznie cały poprzedni rok odbywała się w formie zdalnej, a bezpośredni kontakt nauczycieli z uczniami był bardzo ograniczony. Podobnie było w przypadku ochrony zdrowia, w której większość przychodni zamknęła swoje siedziby przed pacjentami i dominowało udzielanie teleporad. Tymczasem liczba Niebieskich kart wypełnionych przez medyków wzrosła z 658 w 2019 r. do 1031 w roku ubiegłym. Co więcej, pierwszy raz kart sporządzonych przez medyków było więcej niż tysiąc – w poprzednich latach ich liczba oscylowała w granicach 500–600 i zajmowali oni ostatnie miejsce spośród pięciu służb, które mają prawo do wypełniania formularzy.
– Te dane budzą zdziwienie, tym bardziej że ochrona zdrowia była bardzo obciążona chociażby w trakcie drugiej, jesiennej fali pandemii. Może jednak paradoksalnie stało się tak, że lekarze, którzy wcześniej często asekurowali się i niechętnie wypełniali karty, przyjęli w końcu na siebie tę odpowiedzialność, a nie zrzucali ją na policję i pomoc społeczną – uważa Renata Durda.
Kazimiera Podgórska, przewodnicząca zespołu interdyscyplinarnego ds. przemocy w rodzinie w Toruniu, dodaje, że efekty mogły zacząć przynosić szkolenia dla medyków. – Lekarze zgłaszali często, że nie wiedzą, jak wygląda procedura Niebieskiej karty, jak mają wypełnić formularz, bali się, że będą ciągani potem po sądach. Stąd powstał pomysł szkoleń, po których zauważyliśmy wzrost liczby pochodzących od nich druków – informuje.
Mniej zabranych dzieci
Zeszły rok przyniósł spadek nie tylko w liczbie Niebieskich kart, ale też dzieci, które zostały zabrane rodzicom w trybie art. 12a ustawy z 29 lipca 2005 r. o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie (t.j. Dz.U. z 2020 r. poz. 218 ze zm.). Zgodnie z nim, jeśli zagrożone jest życie lub zdrowie dziecka, to pracownik socjalny ma prawo odebrać je opiekunom i umieścić u najbliższej rodziny lub w pieczy zastępczej. Decyzję w tej sprawie podejmuje wspólnie z policjantem i pracownikiem ochrony zdrowia, a potem zawiadamia o tym sąd, który decyduje o dalszym losie dziecka.
Okazuje się, że w ubiegłym roku dzięki zastosowaniu tych przepisów zapewniono ochronę 1217 dzieciom. Rok wcześniej było ich 1303. Przy czym ich zmniejszenie niekoniecznie musiało być wynikiem pandemii i tego, że pracownicy socjalni mniej działali w środowisku, bo w poprzednich latach statystyki w zakresie liczby odbieranych dzieci falowały. Przykładowo w 2015 r. na podstawie art. 12a odebrano 1158 dzieci, rok później było ich więcej – 1214, w 2017 r. ich liczba ponownie spadła i wynosiła 1123 i na podobnym poziomie utrzymała się w kolejnym roku (1130).
Statystyki pokazują też, że mniej osób skorzystało z usług specjalistycznych ośrodków wsparcia dla ofiar przemocy w rodzinie, które zapewniają pomoc medyczną, prawną, psychologiczną oraz schronienie. W ubiegłym roku przebywało w nich 4,6 tys. osób, podczas gdy we wcześniejszych latach te placówki miały 6–8 tys. podopiecznych.
– Ten spadek jest akurat ściśle związany z pandemią, a zwłaszcza jej początkowym etapem, kiedy to wiele ośrodków w ogóle przestało przyjmować nowe osoby lub tylko takie, które dysponowały negatywnym testem na koronawirusa – wyjaśnia Renata Durda.
Było to oczywiście spowodowane obawami, że osoby z zewnątrz mogą mieć COVID-19 i zarazić pozostałych mieszkańców oraz personel. Część specjalistycznych ośrodków nie miała bowiem odpowiednich warunków lokalowych, aby nowe osoby mogły odbywać kwarantannę, bo zwykle dysponują wspólnymi kuchniami i łazienkami.
REKLAMA
REKLAMA
- Czytaj artykuły
- Rozwiązuj testy
- Zdobądź certyfikat