Publiczna informacja musi być poparta dowodami
REKLAMA
REKLAMA
W jednym z numerów dziennika „Rzeczpospolita” ukazała się wypowiedź doradcy obecnego prezydenta ds. bezpieczeństwa i profesora socjologii na temat lustracji dziennikarzy. Komentator wypowiadając się na powyższy temat wspomniał o redaktorze „Gazety Wyborczej”, który miał rzekomo wielokrotnie powtarzać „ja tyle lat siedziałem w więzieniu, to teraz mam rację".
REKLAMA
Dziennikarz poczuł się urażony wspomnianą wypowiedzią, którą uznał za bezpodstawną i zniesławiającą. W następstwie pozwał jej autora o naruszenie dóbr osobistych.
Przed sądem okręgowym powód zeznawał że w związku z sześcioletnim pobytem w więzieniach PRL nie przypisywał sobie nigdy "przewag moralnych". Ponadto zdaniem dziennikarza, intencją doradcy prezydenta było kreowanie jego negatywnego wizerunku jako redaktora naczelnego poczytnego dziennika.
Sąd pierwszej instancji uwzględnił powództwo i ponadto zasądził od pozwanego 10 tys. na cel społeczny ( powód żądał 15 tys.)
REKLAMA
Z powyższym rozstrzygnięciem nie zgodził się profesor. W apelacji podnosił, iż jego wypowiedź nie miała charakteru informacji o życiu redaktora naczelnego (jak twierdził dziennikarz) a jedynie była opinią. Była dozwoloną parafrazą słów dziennikarza, mającą na celu reprezentować pewną postawę. Ponadto doradca prezydenta argumentował, iż przyjęcie toku rozumowania sądu pierwszej instancji doprowadziłoby do zamarcia debaty publicznej.
W odpowiedzi na apelację pełnomocnik powoda uzasadniał, iż pozwany była zapytany tylko o lustrację i celowo podał nieprawdziwe i niepotwierdzone informacje o dziennikarzu. Wypowiedź dla „ Rzeczpospolitej” stała się bowiem zwyczajną okazją do zaczepienia dziennikarza.
Sąd apelacyjny oddalił apelację, zasądzając od pozwanego zwrot kosztów postępowania na rzecz powoda. Uznał, iż rozstrzygnięcie w pierwszej instancji było prawidłowe, ponieważ nie miało służyć ono tu przyznaniu racji, którejkolwiek ze stron, w sporze politycznym, czy publicystycznym.
W ustnych motywach wyroku skład orzeczniczy zaznaczył, iż strony nie wystąpiły bowiem o zbadanie spornej wypowiedzi przez biegłego językoznawcę. W związku brakiem ekspertyzy nie było, więc możliwości oceny charakteru wypowiedzi profesora jako informacji bądź parafrazy.
Sędziowie zauważyli także, iż skoro powód zarzucał kłamstwo a pozwany nie udowodnił poprał dowodami prawdziwości swojej wypowiedzi, w związku z powyższym naruszył dobra osobiste redaktora naczelnego „Gazet Wyborczej”.
„Pozwany zaznaczył wprawdzie że wypowiedź, którą autoryzował miała nieco inną formę, niż ta, która ukazała się w gazecie. Nie miał jednak zastrzeżeń do postaci tekstu, jaki opublikowała "Rzeczpospolita" (zgadzał się z treścią czy formą publikacji) i zaakceptował ją”- podkreślił sąd apelacyjny.
Sygn. Akt VI ACa 385/08
REKLAMA
REKLAMA
© Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A.
- Czytaj artykuły
- Rozwiązuj testy
- Zdobądź certyfikat