Ani „podatek”, ani „od linków”, czyli o dyrektywie w sprawie praw autorskich na jednolitym rynku cyfrowym
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
Założenia regulacji
Projekt dyrektywy w sprawie praw autorskich na jednolitym rynku cyfrowym stanowi próbę nadążenia prawa za rozwojem technologii cyfrowych (zob. wyjaśnienia KE i PE). Jego autorzy dostrzegli, że zmienił się sposób produkcji, dystrybucji i eksploatacji utworów objętych ochroną praw autorskich. W szczególności pojawiły się nowe modele biznesowe i sposoby korzystania z utworów, np. korzystanie transgraniczne. O ile prawa autorskie oczywiście nadal obowiązują, o tyle nie zawsze przystają one do nowych realiów. Projektodawcy postawili sobie zatem za cel:
- zapewnienie większej dostępności oraz różnorodności treści zawartych w sieci, w tym poza stałym miejscem zamieszkania odbiorcy,
- unormowanie korzystania z praw autorskich w badaniach oraz edukacji przez instytucje badawcze,
- stworzenie bardziej zrównoważonego rynku dla twórców i prasy.
NOWOŚĆ na Infor.pl: Prenumerata elektroniczna Dziennika Gazety Prawnej KUP TERAZ!
Polecamy: INFORLEX Ekspert
Kontrowersyjne postanowienia
REKLAMA
Planowana dyrektywa wprowadza szereg przepisów, które w założeniu mają chronić twórców i walczyć z piractwem. O ile nikt nie kwestionuje praw autorów do godziwego wynagrodzenia czy konieczności zapewnienia szerszego dostępu do treści, o tyle niektóre rozwiązania budziły poważne wątpliwości przedstawicieli branży internetowej. Najwięcej protestów wywoływały postanowienia art. 11 i 13 dyrektywy.
REKLAMA
Pierwszy z nich przewiduje przyznanie wydawcom prasy tzw. praw pokrewnych, nazywanych – niesłusznie – „podatkiem od linków” („podatek” to danina na rzecz państwa, a w tym przypadku mowa o wynagrodzeniu dla podmiotów prywatnych). Wydawcy będą mogli otrzymać prawa do wszystkich publikacji prasowych w zakresie ich zwielokrotniania oraz komunikowania w Internecie. Mogliby powoływać się na własne prawo, dotyczące publikowanych materiałów, niezależnie od tego, czy materiały te są chronione czy nie prawem autorskim twórców. Celem takiej regulacji ma być ochrona majątkowa kosztów ponoszonych przez wydawcę na stworzenie i rozpowszechnienie utworu. Po wejściu w życie przepisów implementujących dyrektywę portale, które zamieszczają fragmenty lub całe teksty skopiowane z innych stron (czyli tzw. agregatorzy treści) powinni płacić wydawcom za to, że na swoich stronach przytaczają fragmenty tekstów, do których nie mają praw – przy czym chodzi tu o treści oryginalne, a nie np. typowe nagłówki. Takiej szczególnej ochronie nie będą podlegały publikacje naukowe i akademickie. Ochrona nie obejmuje także linkowania – uznaje się bowiem, że wklejenie odnośnika do innej strony www nie stanowi publicznego udostępnienia. Krytycy tego przepisu podnosili, że jego skutkiem może być np. ograniczenie wolności informacji, ponieważ agregatorzy wiadomości (tacy jak Google News) przestaną wyświetlać istotne wiadomości. Z drugiej strony wydawcy prasy argumentowali, że jedynie takie rozwiązanie ochroni ich przed największymi graczami rynku internetowego, którzy obecnie korzystają z tekstów bez płacenia za nie.
Z kolei zgodnie z art. 13, dostawcy usług społeczeństwa informacyjnego, którzy przechowują i zapewniają publiczny dostęp do dużej liczby utworów lub innych przedmiotów objętych ochroną zamieszczanych przez swoich użytkowników (czyli np. wydawcy portali, platformy blogowe i inne służące do wymiany filmów lub zdjęć) mieliby stosować środki, które zapewnią ochronę praw autorskich i praw pokrewnych. Środki te powinny być „odpowiednie i proporcjonalne”. Do takich środków zaliczono m.in. stosowanie skutecznych technologii rozpoznawania treści, które umożliwiłyby filtrowanie treści udostępnianych nielegalnie. Konsekwencją przepisu może być nałożenie na portale internetowe i inne serwisy odpowiedzialności za to, co publikują ich użytkownicy. Z obowiązków przewidzianych w art. 13 wyłączone mają być m.in. encyklopedie internetowe, archiwa edukacyjne i naukowe oraz tzw. platformy pasywne (oferujące usługi chmurowe dla indywidualnych użytkowników, np. Dropbox), platformy w ramach otwartego dostępu, platformy sprzedażowe oraz wszelkie platformy, których głównym celem nie jest dostęp do treści objętych prawem autorskim ani ich magazynowanie (np. portale randkowe).
Krytycy regulacji obawiają się, że w rezultacie powyższe zmiany doprowadzą do nadmiernego filtrowania i usuwania zamieszczonych treści oraz do stałego monitorowania użytkowników w sieci. Stanowiłoby to ingerencję w wolność słowa, wolność informacji, a także prywatność internautów.
Ostateczny kształt przepisów
Wydaje się, że o ile stojąca za propozycją regulacji idea ochrony praw twórców jest szczytna, o tyle nie udało się sformułować poszczególnych przepisów tak, by uniknąć ewentualnych wątpliwości interpretacyjnych. Wypracowane rozwiązania mają pogodzić interesy twórców, przedstawicieli biznesu i zwykłych Internautów. Czy tak faktycznie się stanie, w pewnym stopniu zadecydują uchwalane przez poszczególne państwa członkowskie UE przepisy ustawowe, wykonawcze i administracyjne, niezbędne do wykonania dyrektywy. Dyrektywa zobowiązuje państwa członkowskie do wprowadzenia takich przepisów w ciągu 24 miesięcy od dnia wejścia w życie dyrektywy.
REKLAMA
REKLAMA
- Czytaj artykuły
- Rozwiązuj testy
- Zdobądź certyfikat