Ustawa o dopalaczach okazała się bublem
REKLAMA
REKLAMA
Jak przełamać ten paraliż, zastanawiali się w środę minister Michał Boni, wiceszef MSWiA Adam Rapacki oraz komendant główny policji – wynika z informacji „DGP”.
REKLAMA
Paradoksalnie problem zaczął się z wejściem w życie nowelizacji ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii, która miała być remedium na zalew kraju dopalaczami. Sejm, w ślad za rządową propozycją, zdecydował, że odtąd „wytwarzanie i wprowadzanie do obrotu” będzie ścigane na podstawie prawa administracyjnego. Taką ścieżkę przewiduje art. 52 ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii. – Już podczas uzgodnień międzyresortowych zwracaliśmy uwagę, że ten zapis skrępuje służbom ręce. Ale dopiero teraz to wszyscy zaczynają rozumieć – mówi oficer Komendy Głównej Policji.
Zobacz serwis: Sprawy karne
W myśl tego artykułu za handel i wytwarzanie niebezpiecznych dopalaczy grozi sroga kara, ale jedynie pieniężna: od 20 tysięcy do miliona złotych. Egzekwuje ją jednak sanepid na podstawie procedury administracyjnej, nie karnej.
– Tymczasem policjanci swoje czynności mogą prowadzić jedynie wobec przestępstw i wykroczeń. Nie mają prawa prowadzić pracy operacyjnej wobec deliktu administracyjnego – relacjonuje „DGP” urzędnik, który był na środowej naradzie.
Co to oznacza w praktyce? Nawet jeśli policjant operacyjny usłyszy od tajnego współpracownika, że znany mafioso inwestuje w transport dopalaczy, nie może nic zrobić. Podobnie z oficerem ABW, który dowie się, gdzie powstaje fabryczka dopalaczy. Obaj nie mogą zweryfikować informacji podczas dalszych „sprawdzeń operacyjnych” ani np. wnioskować do prokuratury i sądu o włączenie podsłuchu.
Zobacz serwis: Przestępstwa narkotykowe
Pełny artykuł: Nowa ustawa o dopalaczach wybiła policji zęby
REKLAMA
REKLAMA
- Czytaj artykuły
- Rozwiązuj testy
- Zdobądź certyfikat