W USA dom tańszy niż mieszkanie w Polsce
REKLAMA
REKLAMA
Równowartość 450 tys. zł, za które w Warszawie można kupić najwyżej kilkudziesięciometrowe mieszkanie, w USA można już zainwestować w dom.
- Nowy 300-metrowy dom na Florydzie, z wyposażoną łazienką i kuchnią, z garażem i basenem można kupić za 150-170 tys. dol. - mówi Waldemar Wasiluk, prezes Coldwell Banker Commercial Polska.
Nieruchomości używane mogą być jeszcze tańsze. W Polsce za takie pieniądze domu w okolicy dużego miasta nie kupimy.
Ceny w USA przestają spadać
REKLAMA
Od cenowego szczytu w 2006 roku domy w USA staniały średnio o ok. 35 proc., a działki przeceniono nawet o więcej niż połowę. W ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy udało się wyczyścić rynek z tzw. przymusowej sprzedaży. Chodzi o sprzedaż nieruchomości przejmowanych przez banki. Liczba podpisanych umów sprzedaży domów spadła w Stanach Zjednoczonych w październiku o 0,7 proc.
- To był pierwszy miesiąc od 2006 roku, czyli od momentu, gdy zaczął się kryzys na amerykańskim rynku nieruchomości, w którym liczba transakcji kupna była większa niż rok wcześniej - mówi Waldemar Wasiluk.
Zdaniem ekspertów może to być przełom świadczący o tym, że wkrótce ceny w USA przestaną spadać.
- To nie jest odległa perspektywa, że ceny domów w Stanach Zjednoczonych przestaną spadać i zacznie się ich powolny wzrost. Chcemy z tego skorzystać i dlatego uruchamiamy specjalny fundusz nieruchomości, który będzie inwestował w domy na rynku amerykańskim - mówi Wasiluk.
Nie ma gwarancji, że ceny nieruchomości jeszcze nieco nie spadną, ale ich poziom jest już tak niski, że spadki, jeśli wystąpią, będą niewielkie. Podaż nowych nieruchomości w USA jest w tej chwili niewielka i każda poprawa sytuacji gospodarczej może spowodować wzrost cen nieruchomości. Dodatkowym argumentem za inwestowaniem w nieruchomości za oceanem jest koszt kredytu. Kredyty w USA znowu są tanie i prawdopodobnie będą jeszcze tańsze, choć osoba bez odpowiedniej zdolności kredytowej nie może już liczyć na pożyczkę.
W Europie jest trudniej
REKLAMA
Kupno nieruchomości w jednym z krajów Europy Zachodniej i Południowej jest obarczone znacznie większym ryzykiem. Wydarzenia na rynku nieruchomości na Starym Kontynencie powielają wariant amerykański, ale z kilkumiesięcznym opóźnieniem. W Wielkiej Brytanii sprzedaż domów spadła do poziomu najniższego od 30 lat i trudno spekulować, kiedy te spadki się skończą. Podobnie jest w Hiszpanii. Niedawno budowano tam 800 tys. mieszkań rocznie, a teraz już tylko 300 tys. Ceny spadły średnio o 20-30 proc.
- Jeżeli ceny mieszkań na Costa del Sool jeszcze niedawno były na poziomie 3 tys. euro za mkw., to teraz spadły o ponad 20 proc. Za nieruchomość, która dziś kosztuje 195 tys. euro, rok temu trzeba było zapłacić ponad 230 tys. euro - mówi Grzegorz Gurbała z firmy GregConsulting.
Według Krzysztofa Florka z LifeHouseInternationale deweloperzy robią dramatyczne ruchy, by sprzedać wybudowane mieszkania.
- Pewien deweloper sprzedawał bliźniaki i do każdego domu dokładał nieduży apartament w innym kompleksie. Ja bym się wstrzymał z inwestycjami w Hiszpanii - mówi Krzysztof Florek.
Ze spadkami cen trzeba się też liczyć w Bułgarii.
- Znam ludzi, którzy kupili apartament nad morzem za 90 tys. euro, chcą go teraz sprzedać za 60 tys. euro i mają problem - mówi Grzegorz Gurbała.
W Chorwacji od przyszłego roku mają być wprowadzone ułatwienia dla obywateli innych krajów UE przy kupnie nieruchomości. Według ekspertów to powinno zwiększyć popyt i mimo kryzysu ceny mogą tam nie spaść.
- W tej chwili mogę polecić rynek egipski. To obecnie 80-90 proc. naszej sprzedaży. W Egipcie ceny nadal rosną, bo Egipcjanie dopiero od niedawna mogą brać kredyty hipoteczne na kupno nieruchomości. W związku z tym nawet mimo kryzysu finansowego ten rynek nadal ma bardzo duży potencjał wzrostowy - uważa Krzysztof Florek z LifeHouseInternationale.
Ceny nieruchomości za granicą.
Roman Grzyb
roman.grzyb@infor.pl
REKLAMA