Pakiety sprzedawane w salonach zawierają zwykle zapis przewidujący, że auto będzie naprawiane w autoryzowanej stacji obsługi (ASO) i przy użyciu oryginalnych części wskazanych przez warsztat. W standardowych polisach, szczególnie tańszych wersjach, to już rzadko spotykana możliwość. Dlaczego? Bo rachunki za naprawę w ASO są dwa razy wyższe niż w sieci warsztatów współpracujących z towarzystwami. Tam niższe są ceny roboczogodziny oraz stosowane są tańsze części.
Obopólny interes
Towarzystwa z bólem, ale jednak, zgadzają się na taki dyktat sprzedawców aut. Konkurencja między towarzystwami jest ostra, pojawia się coraz więcej nowych graczy na rynku. W tym roku dealerzy sprzedadzą około 300 tys. aut, co przekłada się na tylu pozyskanych klientów, którzy zostaną w firmie przynajmniej jeszcze kilka lat, dopóki nie skończy im się tzw. pakiet dealerski. Mało tego, muszą to robić i oferować dobre warunki, bo dealerzy odchodzą od modnej jeszcze kilka lat temu wyłączności, która powodowała, że w salonie można było kupić tylko polisę np. PZU. Teraz można tam też znaleźć oferty Allianz, Ergo Hestii, Benefii czy Generali. Widać więc, że jest w czym wybierać. A jak pokazuje nasze zestawienie, również między pakietami dealerskimi są istotne różnice. Na przykład w bardzo dobrych pakietach dealerskich nie stosuje się tzw. konsumpcji sumy ubezpieczenia, czyli jej pomniejszenia o każde wypłacone odszkodowanie. Jest ona o tyle dotkliwa, że przy jej zastosowaniu trzeba opłacać dodatkową składkę, żeby suma ubezpieczenia wróciła do pierwotnej wysokości. Innym plusem takich dobrych pakietów jest możliwość wynajmu pojazdu zastępczego na cały okres, gdy auto jest rozbite. Standardowo umowy nie dość, że rzadko zawierają opcję pojazdu zastępczego, to jeszcze przewidują, że będzie on dostępny tylko przez okres technologicznej naprawy. Oznacza to, że przez czas oględzin, czekania na części itp. nie mamy prawa do auta zastępczego, a tylko na 2-4 dni, kiedy auto fizycznie jest naprawiane. Na pocieszenie można dodać, że same warsztaty kuszą klientów autem zastępczym od dnia pozostawienia rozbitego egzemplarza u nich, więc korzystanie z takiej polisy nie zawsze jest konieczne.
W bardzo dobrych
pakietach dealerskich nie stosuje się konsumpcji sumy ubezpieczenia, czyli jej pomniejszenia o wypłacane odszkodowania
Kliknij aby zobaczyć ilustrację.
Kliknij aby zobaczyć ilustrację.
Polisa z komisu
Również komisy samochodowe oferują ubezpieczenia. Ponieważ sprzedawane są tam leciwe auta, pojawiają się więc oferty uboższych polis autocasco. Są one tak skonstruowane, żeby przyciągać klientów niższą ceną. Niestety, mają też węższy zakres, bo chronią właściwie tylko przed poważnymi szkodami: kradzieżą lub zupełnym rozbiciem auta. Przy czym z tym ostatnim przypadkiem będziemy mieli do czynienia, gdy koszty naprawy auta przekroczą 70 proc. jego wartości. W przypadku starszych, szczególnie dobrze wyposażonych aut jest o to dość łatwo. Dlatego towarzystwa wprowadzają limity, do których zgadzają się ubezpieczyć auto na takich warunkach. Na przykład w PZU takie auto nie może być starsze niż ośmioletnie i nie może być tańsze niż 10 tys. zł. Nieco bardziej liberalne jest MTU, które polisy minicasco jest gotowe wystawiać autom wartym nie mniej niż 8 tys. zł, pod warunkiem że nie są one starsze niż 12 lat (pojazdy starsze ubezpieczane są tylko, jeśli kontynuujemy polisę). Jak widać z zestawienia przygotowanego przez PZU, taka polisa minicasco jest rzeczywiście znacznie tańsza od standardowej umowy. Warto zwrócić uwagę, że w praktyce różnica byłaby jeszcze większa niż to wygląda na pierwszy rzut oka. W standardowym autocasco towarzystwo uwzględniło bowiem szereg zniżek (za opłatę jednorazową, kontynuację i zabezpieczenie antykradzieżowe), a w minicasco żadnych zwyżek i zniżek nie uwzględniono.
BIANKA JAWORSKA, MARCIN JAWORSKI