Internet to zadziwiające medium komunikacji. Daje całkowitą anonimowość, otwiera ludzi, często jednak zwodzi, uwodzi i prowadzi na manowce. Wolność komunikacji nie zawsze prowadzi do dobrego, niesie ze sobą także negatywne aspekty. Jedną z najpopularniejszych form komunikacji internetowej są rozmaite czaty i komunikatory on-line.
Jednak podczas korzystania z nich nigdy nie wiadomo, na kogo się trafi. Niektórzy szukają tu uczucia, inni samoakceptacji, jeszcze inni banalnej rozrywki. Jak rozpoznać prawdę od fałszu?
– Trzy miesiące temu dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Mój mąż pracuje poza domem, często jeździ w delegacje i nie ma go przez cały tydzień. Zazwyczaj do siebie dzwonimy, gadamy przez Internet albo SMS-ujemy – opowiada na forum gazeta.pl Smutna33. – Mąż pisze, że jestem kobietą jego marzeń i że bardzo mnie kocha. Wczoraj jak zawsze rozmawialiśmy na czacie. Byłam taka szczęśliwa, że możemy porozmawiać. Tak mi go brakuje teraz, kiedy spodziewam się dziecka. Nagle przyszło mi do głowy, że mogę do niego napisać jednocześnie jako inna kobieta. To było spontaniczne, ale z góry założyłam, że mąż odpisze, że jest zajęty. O dziwo, okazał się bardzo otwarty na rozmowę. Jako żona pytałam go, czy z kimś nie rozmawia. Zaprzeczył. Z żoną rozmowa była banalna, tą drugą delikatnie uwodził – wspomina Smutna33.
Anonimowa gra
Piotr Kieniewicz, autor książki „Kobieta i mężczyzna na czacie”, pisze, że na czacie wchodzimy w specyficzne relacje z drugim człowiekiem. Specyficzne, bo anonimowe. Nie mamy pewności, kto znajduje się po drugiej stronie, zachwiana zostaje także równowaga między „ja” siedzącym przed komputerem a „ja”, które widnieje na ekranie. Nie do końca utożsamiamy się z osobą, która w naszym imieniu prowadzi grę. Właśnie z powodu anonimowości, zdaniem Piotra Kieniewicza, na czacie nie ma miejsca na miłość, odpowiedzialność i szacunek. Opowieść Smutnej33 zdaje się potwierdzać tą opinię. – W pewnym momencie mój mąż zaproponował tej drugiej spotkanie – żali się. – Chociaż na pierwszym spotkaniu wykluczał seks, pytał, jaką bieliznę nosi, jak się lubi kochać i jakie ma fantazje seksualne. W międzyczasie pożegnał się ze mną jako żoną, tłumacząc, że musi się położyć. A drugiej rozmówczyni napisał: „Skarbie, spławiłem żonę. Teraz mam czas tylko dla ciebie”.
Lepsza tożsamość
– Z Krzyśkiem to była miłość bez wzajemności – opowiada Marlena, studentka slawistyki. – Ja zakochana po uszy, on łaskawie pozwalający się adorować. Godzinami wysłuchiwałam jego opowieści, jaka powinna być jego dziewczyna. Oczywiście inteligentna, piękna, wysportowana. Ponieważ czasami zdarzało nam się gadać na czacie, któregoś razu pomyślałam, że zrobię mu żart i zagadam jako alter ego, Karina – wspomina Marlena. – Łatwo poszło, chętnie ze mną rozmawiał, wymieniliśmy się e-mailami (w trakcie rozmowy założyłam tej drugiej konto). No i się zaczęło. Meilowaliśmy regularnie, wysła- łam mu nawet zdjęcie (jakiejś modelki, ściągnięte z netu). Kiedy przyznał się Marlenie, że zakochał się w tej drugiej, zrozumiałam, że wpadłam we własną pułapkę. Nie miałam pojęcia, jak z tej sytuacji wybrnąć – wyznaje Marlena.
Przypadek Marleny pokazuje, że Internet jest łatwym narzędziem do kreowania pseudorelacji. Możemy stworzyć w nim fałszywą tożsamość – nick na czacie, konto e-mailowe, nawet zdjęcia. Łatwo wszystko przeprowadzić, gorzej wybrnąć. Pomimo absolutnej dyskrecji czat nie pozostawia na dłuższą metę możliwości wiecznej gry pozorów. W przypadku znajomości dążącej do realnego spotkania bańka złudzeń musi pęknąć.
– Nie przyznałam się Krzyśkowi, w kim tak naprawdę się zakochał – wspomina Marlena. – I tak by mi nie uwierzył. Któregoś razu jako ta druga wysłałam mu po prostu e-maila, że mam faceta, że przepraszam, że mu tego wcześniej nie powiedziałam. Krzysiek uniósł się honorem i więcej się do niej nie odezwał. A ja i tak niczego nie zyskałam, no może tylko niesmak – kończy swoją opowieść Marlena.
Lek na samotność
Książka Janusza L. Wiśniewskiego „Samotność w sieci” to prawdziwy bestseller ostatnich kilku lat. Autor opisuje w niej historię samotnych ludzi, którzy spotkali się w sieci. Internet dał im wolność, pozwolił wykreować inną, bardziej pasującą im o s o b o w o ś ć . „Mężczyźni, w swej próżności, także w Internecie chcą być zac z e p i a n i wyłącznie p r z e z piękne kobiety” – pisze Wiśniewski. Na internetowych czatach on i ona są perwersyjnie odważni, a anonimowość pozwala im posunąć się bardzo daleko. Opowiadać bez wstydu i pytać bez zahamowań.
– Kiedy zostaliśmy sami, zaczęliśmy ustalać szczegóły spotkania – kontynuuje swoją historię Smutna33. – Opowiadał „jej” o swoim małżeństwie, o tym, że nigdy żony nie zdradził, chociaż miał wiele pokus. Wierzyłam mu, bo po co miałby kłamać. Specjalnie dla tej drugiej został dodatkową g o d z i n ę , chociaż mi, jako żonie, powiedział wcześniej, że nie ma czasu. Słodził do bólu, pisał o tym, co by ze mną robił w łóżku... Czułam się tak, jakbym się na nowo zakochiwała w moim mężu, a on we mnie.
Zdaniem Piotra Kieniewicza czat, chociaż sam w sobie nie jest zły, niesie ze sobą wiele zagrożeń.
– Mąż zaczął nagle opowiadać, że czuje się taki samotny z dala od domu – opowiada dalej Smutna33. – A na pożegnanie dał mi numer swojej komórki. Przeżyłam wtedy szok, bo kiedyś obiecaliśmy sobie, że są pewne granice i nie dajemy obcym numerów swoich komórek. Tym bardziej że mąż dodał, żebym dzwoniła tylko wtedy, gdy on jest w pracy, bo żona mu sprawdza komórkę! – nie może uwierzyć w to, co się stało, Smutna33.
Niebezpieczne związki
Paweł Dąbrowski, 28-latek z Warszawy, na czacie sprawdza swoje umiejętności podry- wania kobiet. – Faceci często nie mają odwagi w realnym świecie zagadać do dziewczyny. Boją się odrzucenia. W Internecie jest znacznie łatwiej nawiązać kontakt i przyjąć porażkę – tłumaczy Paweł.Czy przyznawał się dziewczynom, z którymi flirtował, że nie jest sam? – Po co psuć całą zabawę? – dziwi się. – Dziewczyny poznane na czacie nigdy nie były zagrożeniem dla mojego związku. Rozmowa z nimi była formą dowartościowania się i utwierdzenia w swojej atrakcyjności – dodaje. Jego zdaniem wirtualne flirty uzależniają. – Rozmowa jest dużo swobodniejsza niż w realu, a przy tym masz duże szanse na flirt, a nawet kilka jednocześnie – podsumowuje Paweł.
Czasami nie zdajemy sobie sprawy, że zwyczajna rozmowa z nieznajomym może położyć cień na całym naszym dotychczasowym życiu.
– Z moim ówczesnym chłopakiem byłam już dwa lata, mieszkaliśmy razem i planowaliśmy ślub, kiedy siedząc w pracy na polczacie, poznałam sympatycznego Holendra – opowiada 26-letnia Magda, księgowa. – Na początku bawiło mnie, że mogę z kimś flirtować po angielsku. To była miła odmiana. Ale któregoś dnia uświadomiłam sobie, że jestem uzależniona od tych rozmów – wspomina Magda. Ten Holender był dla mnie uosobieniem tego, czego brakowało mojemu chłopakowi. Był czuły, delikatny, wrażliwy, rozmawiał ze mną o moich potrzebach, doznaniach. Ważne były dla niego moje uczucia. To było dla mnie coś zupełnie nowego. Któregoś dnia spojrzałam na mojego faceta z prawdziwą niechęcią – wspomina Magda.
Niewinny flirt na czacie bardzo szybko może wymknąć się spod kontroli. Nie mamy nawet świadomości, jak łatwo możemy się zadurzyć, zauroczyć drugą osobą, której obraz z każdym kolejnym słowem powstaje w naszej wyobraźni. „W Internecie najważniejsze są słowa i wyobraźnia” – pisał w „Samotności w sieci” Janusz L. Wiśniewski.
– Nie mogłam przestać myśleć o Edwinie – wzdycha Magdalena. – Był spełnieniem moich marzeń. I chociaż w realu między nami nic się nie wydarzyło, rozstałam się ze swoim chłopakiem. Edwin uświadomił mi, że nie będę z nim szczęśliwa, bo on nie dba o moje potrzeby – podsumowuje.
Nie igraj z losem
O tym, że nie warto igrać z cudzymi uczuciami, pisał już w 1782 r. Pierre Choderlos de Laclos, autor słynnej powieści „Niebezpieczne związki”. Pierre Choderlos używa w niej formy listowej. Gdyby żył we współczesnych czasach, do opisania historii posłużyłyby mu pewnie czaty lub e-maile. Zapewne też fabuła toczyłaby się znacznie szybciej, ze względu na szybkość komunikacji cyfrowej. W „Niebezpiecznych związkach”, chociaż na początku nic nie zapowiada tragicznego rozwoju wypadków, z czasem rozpętana intryga miłosna zatacza coraz szersze kręgi, by w końcu zniszczyć wszystkich jej uczestników.
Historia Smutnej33 też nie kończy się happy endem. – Obudziłam się o czwartej w nocy i nie mogłam zasnąć. Miałam w głowie straszne myśli, zaczęłam płakać, że noszę jego dziecko. Jestem w szoku i nie wszystko do mnie dochodzi. Tak strasznie kochałam mojego męża i nasze maleństwo, a teraz wszystko pękło jak bańka mydlana. Teraz nie potrafię mu już zaufać – rozpacza. Po kilku dniach gry na dwa fronty Smutna33 myli się i wysyła wiadomość od żony z numeru Gadu Gadu nowej znajomej. Mąż dzwoni z pretensjami. Wszystkiego się wypiera, mówiąc, że od początku wiedział, że to była ona. Ma jednak do niej ogromny żal, obwinia ją za tę maskaradę. Smutna33 została z całą masą wątpliwości, czy wybrała właściwego mężczyznę. – Wątpię, czy będę miała tyle odwagi, by odejść. Ale chciałabym ją mieć, marzę o tym. Nie chcę zmarnować sobie życia. On powinien być sam albo z kobietą swojego pokroju... – pisze w ostatnim swoim poście.
EKSPERT RADZI
MARTA ZAGDAŃSKA, psycholog
Budowane w cyberprzestrzeni związki uczuciowe są rzeczywistymi relacjami, nawet jeśli ich uczestnicy nigdy nie spotkali się w tym samym miejscu i czasie. Warto zauważyć, że relacje internetowe są postrzegane jako bardziej realne również wówczas, gdy forma komunikacji on-line jest bardziej zbliżona do bezpośredniej rozmowy. Oznacza to, że czat jest przez użytkowników postrzegany jako bardziej realny i sprzyjający nawiązywaniu większej bliskości niż np. wymiana e-maili.
W Internecie bardzo istotną rolę odgrywa komunikacja za pomocą słów. Wiele informacji dotyczących partnera pozostaje nieujawnionych, co stwarza pole do fantazjowania na jego temat. W efekcie bardzo łatwo jest ulegać złudzeniu, że osoba po drugiej stronie kabla dokładnie odpowiada naszemu ideałowi, co jednak często znacznie odbiega od rzeczywistości. Takie postrzeganie internetowego rozmówcy naraża na przeżycie rozczarowania równie silnego, jak początkowa fascynacja.
Zarówno mężczyźni, jak i kobiety, pozostający w stałych związkach, nawiązują romanse przez Internet. Często zdarza się, że są one substytutem bliskości, której zabrakło w małżeństwie. Przez Internet rozmawiamy dużo i otwarcie (bo to jedyna forma uwodzenia w sieci), a tego brakuje w codziennym życiu. Z tego względu internetowa kochanka czy kochanek wydaje się osobą, która lepiej rozumie i jest bratnią duszą. Internetowy flirt jest bardzo atrakcyjny i prosty do nawiązania, w związku z czym łatwo się w niego zaangażować. Jednocześnie taka forma kontaktów jest niezwykle ekscytująca, stąd na pewnym etapie bardzo trudno z niej zrezygnować. W zasadzie dla osoby, która ma stałego partnera, rozpoczęcie gorącego flirtu na czacie powinno być sygnałem, że w relacji z partnerem czegoś brakuje (bliskości, rozmowy, seksu, różnorodności). Podtrzymywanie takiego sieciowego romansu jest zawsze niebezpieczne, gdyż z każdym kolejnym e-mailem trudniej powiedzieć sobie stop. Może się również zdarzyć, że po taką formę kontaktów sięgamy, aby ubarwić sobie życie i uciec od kłopotów. Jeśli tak jest, łatwo o negatywne konsekwencje.
Magdalena Gryn