Sprawa rozpatrywana w środę przez Sąd Najwyższy dotyczyła aplikantki, która - zanim dostała się na aplikację - pracowała w sądzie przez prawie trzy lata jako asystentka sędziego Naczelnego Sądu Administracyjnego. Przez cały ten czas nie było żadnych zastrzeżeń do jej pracy. We wrześniu 2009 r., po zdanym egzaminie, asystentka ta dostała się na aplikację radcowską. Poinformowała o tym przewodniczącego wydziału Izby Gospodarczej NSA, w którym była zatrudniona, oraz wiceprezesa NSA.
Kierownictwo sądu uznało, że niedopuszczalne jest łączenie pracy na stanowisku asystenta sędziego z nauką na aplikacji radcowskiej albo adwokackiej, bo grozi to konfliktem interesów. W tej sytuacji sąd postanowił rozwiązać z asystentką umowę o pracę za wypowiedzeniem. Jako powód podał podjęcie przez nią nauki na aplikacji radcowskiej oraz utratę zaufania do asystentki. Utratę zaufania uzasadniał tym, że o zamiarze podjęcia nauki na aplikacji radcowskiej asystentka poinformowała pracodawcę dopiero po zdaniu egzaminów i po uzyskaniu wpisu na listę aplikantów.
Aplikantka nie zgodziła się z taką decyzją pracodawcy, zwłaszcza że już wcześniej w NSA zdarzało się, iż asystenci sędziów podejmowali naukę na aplikacjach prawniczych. Asystentka złożyła więc pozew do sądu, żądając odszkodowania za niezgodne z prawem wypowiedzenie umowy o pracę.
W I instancji aplikantka wygrała - sąd zasądził na jej rzecz ponad 15 tys. zł odszkodowania wraz z odsetkami. Apelację od tego wyroku złożył pracodawca, czyli NSA. Na skutek tej apelacji sąd okręgowy oddalił powództwo aplikantki w całości i dodatkowo zasądził od niej koszty procesowe. Sąd uznał, że zwolnienie aplikantki z pracy na stanowisku asystentki sędziego było uzasadnione m.in. dbałością o dobro wymiaru sprawiedliwości oraz o wizerunek sądu. Według sądu należy unikać wszelkich dwuznaczności, jakie wystąpiłyby, gdyby aplikantka pozostawała nadal na stanowisku asystentki sędziego NSA.
Aplikantka złożyła skargę kasacyjną do Sądu Najwyższego, ale w środę ten oddalił jej skargę. SN stwierdził, że przyczyna podana w wypowiedzeniu była rzeczywista i uzasadniona. Zdaniem SN stosowany odpowiednio do asystentów sędziego art. 18 ust. 2 ustawy o pracownikach urzędów państwowych zabrania podejmowania prac sprzecznych z obowiązkami pracowniczymi.
"Niewątpliwie podjęcie nauki na aplikacji prawniczej nie może być przez pracodawcę zakazane" - powiedział sędzia Jerzy Kuźniar, uzasadniając wyrok. "Ale niepoinformowanie zwierzchników o tym może być uznane za zachowanie nielojalne wobec pracodawcy" - dodał.
Sędzia podkreślił, że asystentka, składając do NSA podanie o pracę, wyraźnie wskazała, że chce pracować w sądzie. W tej sytuacji rozpoczęcie aplikacji oznaczałoby faktycznie jednostronną zmianę przez nią warunków. Obowiązkiem pracodawcy jest w takim wypadku zwolnienie od pracy na zajęcia oraz udzielenie urlopu wypoczynkowego - przypomniał SN. Jednak korzyści dla sądu z podnoszenia kwalifikacji zatrudnionego mogą być w tych warunkach iluzoryczne - uznał SN. "Pracodawca mógł więc utracić zaufanie do pracownika" - podkreślił sędzia Kuźniar.
SN przypomniał, że asystent sędziego ma status samodzielnego pracownika, niezależnie od jego podległości służbowej. Z kolei wpisanie go na listę aplikantów oznacza, że staje się on członkiem korporacji zawodowej, w tym wypadku - korporacji radcowskiej. Tymczasem przepisy o radcach prawnych zakazują wpisu na listę radców sędziego, prokuratora, notariusza, komornika, asesora sądowego, prokuratorskiego i notarialnego bądź aplikanta sądowego, prokuratorskiego lub notarialnego - zwrócił uwagę SN. "Sytuacja ta stwarza więc konflikt interesów" - stwierdził sędzia Kuźniar, wyjaśniając w ustnym uzasadnieniu, dlaczego wyrok sądu II instancji był prawnie uzasadniony.