Proboszcz nie należy do administracji publicznej
REKLAMA
REKLAMA
Mieszkanka woj. łódzkiego Renata F. wytoczyła parafii w Strzegocinie oraz Marii G. proces za to, że bez jej zgody pochowano męża Marii G. w wykupionym jeszcze w latach 90. przez Renatę F. za 2 mln ówczesnych zł dwuosobowym tzw. grobie rodzinnym. Powódka żądała ekshumacji męża Marii G. i pochowania go w innym miejscu, bo tam gdzie pochowano G., miała leżeć jej matka.
Pozwani argumentowali, że F. nadal może pochować w przyszłości matkę w tym miejscu. Powódka replikowała, że w międzyczasie zmieniły się przepisy co do wymiarów, jakim musi odpowiadać "grób rodzinny" - obecnie wykupione miejsce jest zbyt wąskie by móc pochować tam drugą osobę.
Łódzkie sądy, najpierw okręgowy, a potem apelacyjny, oddaliły pozew. Adwokat powódki złożył kasację do SN, żądając ponownego procesu.
Troje sędziów SN uwzględniło kasację, ale tylko z powodów formalnych - uznano, że sądy naruszyły prawo procesowe; SN nie wchodził w meritum samego sporu.
REKLAMA
Za rażące naruszenie prawa procesowego SN uznał, że już po zamknięciu rozprawy w SO sekretarka sądowa zadzwoniła do proboszcza parafii w Strzegocinie, a notatkę z tej rozmowy sąd włączył do akt sprawy. SO powoływał się na przepis prawa cywilnego, według którego można zamknąć rozprawę, nawet jeśli ma być jeszcze przeprowadzony "dowód z wyjaśnień organów administracji publicznej, a rozprawę co do tych dowodów sąd uzna za zbyteczną". Adwokat pozwanych dowodził, że nawet jeśli było to uchybienie, to nie miało wpływu na wyrok.
SN podzielił jednak twierdzenia strony powodowej, że w tym wypadku nie można było uznać proboszcza za "organ administracji publicznej". "Proboszcz parafii żadnego kościoła nie może być tak kwalifikowany" - mówił w uzasadnieniu wyroku sędzia SN Henryk Pietrzkowski. Dodał, że proboszcz nie ma tych przymiotów, które by taką kwalifikację uzasadniały - bo nie prowadzi postępowań administracyjnych, kończących się wydaniem decyzji administracyjnej. SN podkreślił, że wykup miejsca na cmentarzu to umowa cywilnoprawna, która nie podlega prawu administracyjnemu.
"Taki dowód w tym procesie nie mógł być przeprowadzony; to pogwałciło podstawowe zasady postępowania sądowego, w tym zasadę równości stron" - oświadczył sędzia. Dodał, że "ociera się to o pozbawienie strony możliwości obrony jej praw".
Zarazem SN zwrócił uwagę, że nie zajmował się oceną zasadności roszczeń powódki i nie przesądza rozstrzygnięcia meritum sporu przez łódzkie sądy.
REKLAMA