Trybunał w Strasburgu: nie karać za publikację bez autoryzacji
REKLAMA
REKLAMA
Uznał, że doszło do naruszenia art. 10 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka i Podstawowych Wolności, gwarantującej wolność wypowiedzi.
"Gazeta Kościańska" opublikowała bez autoryzacji w 2003 roku wywiad z posłem SLD Tadeuszem Mylerem. Wywiad dotyczył stosunku posła do protestów rolnych, kwestii biopaliw oraz oskarżeń w mediach, dotyczących rzekomego wyłudzenia przez posła kredytów na działalność gospodarczą. Kiedy poseł zrezygnował z autoryzacji, redaktor naczelny zdecydował o publikacji nie tylko części wywiadu, przesłanej do autoryzacji, ale całego wywiadu, zaczerpniętego ze stenogramu. Sprawa trafiła do sądu.
Wizerkaniuk został uznany w 2004 roku przez Sąd Rejonowy w Poznaniu za winnego naruszenia dóbr osobistych posła Mylera. Postępowanie warunkowo umorzono na rok, a Wizerkaniuk musiał zapłacić 1 tys. zł na cel społeczny.
REKLAMA
Apelację poznański sąd okręgowy uznał za bezzasadną. Wizerkaniuk złożył skargę do TK, przystąpił do niej Rzecznik Praw Obywatelskich. W 2008 roku Trybunał uznał, że autoryzacja gwarantuje "precyzję i pewność debaty publicznej", uznając przepisy prawa prasowego dot. autoryzacji za zgodne z konstytucją.
Zdanie odrębne złożył wówczas sędzia Andrzej Rzepliński. Sędzia uznał, że przepisy dotyczące autoryzacji są niezgodne z konstytucją i podkreślił, że gdyby istniał wymóg autoryzacji, nigdy nie ukazałyby się np. wywiady Oriany Fallaci z Chomeinim czy Jaserem Arafatem.
REKLAMA
Wizerkaniuk skierował sprawę do Trybunału w Strasburgu. Ten zaznaczył we wtorek, że "nie znalazł żadnego przekonującego argumentu, który zresztą nie był podnoszony także w trakcie procesu w Polsce, by wywiad opublikowany w gazecie zawierał informacje, które byłyby w stanie naruszyć reputację posła. Zwrócił też uwagę, że sądy nie odnosiły się do treści wywiadu. Nie badały też, czy cytowane wypowiedzi mogły wprowadzić czytelników w błąd bądź postawić posła w negatywnym świetle.
Trybunał zwrócił też uwagę, że prawo prasowe, dotyczące m.in. autoryzacji, zostało przyjęte w 1984 roku, a więc jeszcze przed upadkiem - jak napisał Trybunał - systemu komunistycznego w Polsce. "W tym systemie wszystkie media były poddawane cenzurze prewencyjnej" - napisał Trybunał. Ustawa ta - jak zaznaczył - była poddawana nowelizacjom 12 razy. Jednak - jak podkreślił Trybunał - "artykuły 14 i 49 tej ustawy, na których oparta jest skarga, nie były nigdy poddawane żadnym poprawkom, mimo głębokich politycznych i prawnych zmian, jakie zaszły w Polsce na drodze do demokracji".
"Nie jest rzeczą Trybunału - zaznacza dalej - spekulować o przyczynach, dla jakich polscy ustawodawcy zdecydowali, by nie zmieniać tych zapisów". "Jakkolwiek Trybunał nie może, to zauważa jak to ma miejsce w obecnym przypadku, że zapisy te nie mogą być uznane za spójne z tendencjami społeczeństwa demokratycznego i ze znaczeniem, jakie ma w tym społeczeństwie wolność słowa" - zaznaczył Trybunał. Uznał, że doszło do naruszenia art. 10 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka i Podstawowych Wolności, gwarantującej wolność wypowiedzi.
Wizerkaniuk domagał się 150 tys. zł tytułem zadośćuczynienia materialnego i 165 tys. jako zadośćuczynienie niematerialne. Trybunał zasądził dla niego 256 euro od państwa polskiego jako pokrycie kary, nałożonej przez sąd (1 tys. zł), 4 tys. euro jako zadośćuczynienie za straty niematerialne i 4 119 euro tytułem zwrotu kosztów postępowania przed Trybunałem.
REKLAMA