Sąd stwierdził, że pobieranie pieniędzy za obietnicę leczenia to prowadzenie działalności ubezpieczeniowej bez zezwolenia. Ubezpieczyciele mogą więc sprowadzić firmy medyczne sprzedające abonamenty do roli usługodawców leczących posiadaczy ich polis.
Zanosi się, że wszystkie wydatki na leczenie pracowników – a nie jak dotychczas tylko na medycynę pracy – będą stanowić koszt uzyskania przychodu dla pracodawcy. Te zmiany w systemie podatkowym, które mają wejść w życie od nowego roku, zwiększą popyt na abonamenty oferowane bezpośrednio przez firmy świadczące usługi medyczne.
Pracodawcy i firmy abonamentowe nauczyli się obchodzić ten przepis. Przy koszcie abonamentu w wysokości 100 zł, 90 zł jest fakturowane jako koszt medycyny pracy, a pozostałe 10 zł – jako
opłata za
świadczenia medyczne (których nie można wpuścić w koszty). Zmiana spowoduje, że nie będzie trzeba stosować takich trików.
Wystarczy jedna umowa
Zwiększy się więc zainteresowanie przedsiębiorców abonamentami. Stracą na tym ubezpieczyciele.
– Takie rozwiązanie oznaczałoby zmniejszenie tempa rozwoju zdrowotnych ubezpieczeń grupowych – uważa dr Witold Zaręba, dyrektor departamentu ubezpieczeń zdrowotnych w Allianz.
Przedsiębiorcy będą korzystali z usług abonamentowych, bo tam w jednym pakiecie mają i tzw. medycynę pracy, i gwarancję opieki medycznej. Ponieważ nie jest jasne, czy oferowanie usług medycyny pracy jest działalnością ubezpieczeniową, większość towarzystw nie oferuje takiej opcji w swoich polisach. Przedsiębiorca musi więc podpisać dwie umowy: z towarzystwem i z firmą medyczną.
Dla ubezpieczycieli to problem, bo polisy grupowe sprzedają się znacznie lepiej. Na przykład Signal Iduna ma zamiar pozyskać w tym roku około 20 tys. klientów na swoje polisy zdrowotne, oferując je głównie przedsiębiorcom. Z kolei PTU, wprowadzając swoją najnowszą polisę „Zdrowie”, liczy na nie więcej niż 1000 klientów indywidualnych.
Symboliczna zachęta
Nikłą szansą na zniwelowanie tych strat poprzez wzrost sprzedaży polis indywidualnych może być wprowadzenie 1-proc. ulgi w podatku z tytułu wydatków na leczenie.
– Ocena możliwości jej wprowadzenia będzie dokonana na dalszym etapie prac nad projektem – mówi Paweł Trzciński, rzecznik prasowy ministra zdrowia.
Dodaje, że może będzie przeprowadzona konferencja uzgodnieniowa. Trzeba bowiem doprecyzować m.in. czy
prawo do ulgi dawałyby też wydatki na abonament.
Ubezpieczyciele, nie dość że wątpią, czy Ministerstwo Finansów zgodzi się na taką ulgę, to jeszcze nie przewidują, że taki bonus napędzi im klientów.
– Takie rozwiązanie jest korzystne głównie dla osób sporo zarabiających i mających dużą rodzinę – komentuje Ryszard Pukała z Cigny STU.
Ten 1 proc. przysługuje na każdą osobę, która jest na utrzymaniu podatnika, czyli np. małżonka i dzieci. Towarzystwa szacują, że osoba zarabiająca 100 tys. zł rocznie uzyska korzyść podatkową w postaci odliczenia równowartości 1-2 składek miesięcznych.
– To niewielka zachęta, ale dla nas może to być dodatkowy argument zachęcający do nabycia polisy – mówi Bożena Wolińska, dyrektor departamentu ubezpieczeń osobowych w PTU.
Kliknij aby zobaczyć ilustrację.Tuczeni abonamentowcy
Wygląda więc na to, że towarzystwa ubezpieczeniowe będą w gorszej pozycji niż firmy medyczne. Jednak cały układ może przewrócić wyrok Sądu Rejonowego w Katowicach. Uznał on, że Andrzej Sośnierz, poseł PiS i były szef Śląskiej Kasy Chorych, prowadził działalność ubezpieczeniową bez zezwolenia. Jego firma – Śląska Opieka Medyczna – oferowała abonamenty podobne do tych Lux Medu czy Medicoveru. Sośnierz zapowiedział apelację. Walczy nie tylko o swoją skórę, ale też wszystkich firm abonamentowych.
Ubezpieczyciele mogą wykorzystać wyrok do sprowadzenia ich do roli dostawców usług dla posiadaczy polis zdrowotnych. I przejąć część przychodów z rynku wartego obecnie 800 mln zł, bo takie przychody z abonamentów notują firmy medyczne.
Wygląda jednak na to, że 10-20 proc. z tej kwoty, która przypadłaby ubezpieczycielom, to jednak zbyt mało, żeby ubezpieczyciele uznali wreszcie, że warto coś z tym fantem zrobić. Do tej pory tolerowali to zjawisko, dając firmom abonamentowym zarobić, żeby za swoje pieniądze zbudowały sieć placówek i zebrały bazy danych. Rynek nadal jest bowiem zbyt mały, a operowanie na nim przypomina stąpanie po polu minowym (niejasne przepisy dotyczące korzystania z publicznych placówek i podatkowe), żeby na poważnie zająć się tym biznesem. Ubezpieczyciele czekają m.in. na wprowadzenie gwarantowanego koszyka świadczeń. Ostatnio prezes PZU Cezary Stypułkowski zapowiedział, że firma przewiduje szersze wejście w ubezpieczenia zdrowotne nie wcześniej niż w 2010 roku. To zdanie podzielają inni gracze nieobecni na tym rynku.
– Kwestią ubezpieczeń zdrowotnych nie będziemy się zajmować w ciągu najbliższych 3-4 lat – mówi Michał Biedzki, prezes Aegon.
Te towarzystwa, które oferują polisy medyczne, osiągają z nich symboliczne przychody i ich prowadzenie traktują jak przygotowanie do startu, gdy będą możliwości rozwoju polis zdrowotnych. Wygląda, więc na to, że strzelba nabita korzystnym dla ubezpieczycieli wyrokiem, może jeszcze kilka lat powisieć.
Kliknij aby zobaczyć ilustrację.Marcin Jaworski
marcin.jaworski@infor.pl