Bankowcy sceptyczni wobec podatku od transakcji finansowych
REKLAMA
Komisja Europejska 28 października zaproponowała wprowadzenie w UE od 2014 roku podatku od transakcji finansowych (tzw. FTT - z ang. financial transaction tax). Komisja liczy, że jeśli propozycja zostanie wdrożona w całej UE, to może przynieść ok. 55 mld euro rocznie. Część zysków z tego podatku (ok. 15-20 mld euro) miałaby trafiać do budżetu UE jako tzw. nowe źródło dochodu, a nie tylko do budżetów narodowych.
Zdaniem prezesa Związku Banków Polskich (ZBP) Krzysztofa Pietraszkiewicza, w czasie kryzysu każde dodatkowe obciążenia jest obciążeniem nie tylko banków, ale i klientów.
REKLAMA
"Niemalże w tym samym czasie dyskutujemy także o tym, że banki muszą podwyższać swoje fundusze własne, żeby prowadzić działalność na dotychczasowym poziomie. Tych funduszy nie przyniósł św. Mikołaj. (...) Polskie i europejskie banki muszą też budować fundusze ochrony depozytów. Sektor bankowy odprowadza każdego roku kilkaset mln zł na Bankowy Fundusz Gwarancyjny. Koszty nadzoru bankowego głównie ponoszone są przez banki. Oczywiście w dobrej sprawie - nadzór jest nam potrzebny. Ale płacić trzeba" - powiedział Pietraszkiewicz w czwartek na konferencji poświęconej wprowadzeniu podatku od transakcji finansowych.
Jak podkreślił, część krajów UE jest obecnie "nadmiernie ubankowiona". "Polska jest z kolei krajem +nieubankowionym+. Jeśli porównamy fundusze (polskich banków - PAP) do PKB, to są one znacząco niższe niż w wielu europejskich krajach. Jeśli porównamy depozyty do PKB, są znacząco niższe w Polsce niż w innych krajach. Jeśli porównamy aktywa polskich banków do PKB, są one znacząco niższe niż w innych krajach" - tłumaczył.
Dlatego - jak powiedział - pojawia się wiele wątpliwości wobec wprowadzenia podatku. Jego zdaniem, jeśli taki podatek byłby wprowadzony, to w skali globalnej - po to, by z działalności na europejskim rynku nie zrezygnowały instytucje finansowe, które finansują rozwój europejskiej gospodarki.
Manfred Bergmann z Dyrekcji Generalnej KE ds. Podatków i Unii Celnej powiedział, że zgodnie z propozycją Komisji, będzie to podatek od obrotu produktami finansowymi.
"To nie jest podatek, który dotyczyłby pożyczania pieniędzy czy kapitału. Jest to podatek od transakcji dotyczących handlu, obrotu produktami finansowymi. To może być zakup lub sprzedaż produktu finansowego" - podkreślił.
REKLAMA
Dodał, że emisja akcji nie będzie opodatkowana. "Pozyskiwanie kapitału nie jest opodatkowane, tak samo transakcje walutowe spot" - zaznaczył. Wyjaśnił, że jeśli jedna ze stron transakcji będzie podmiotem europejskim, a druga już nie, obie strony zapłacą taki podatek.
Zaznaczył, że zaproponowane zostaną minimalne stawki podatkowe, natomiast państwa członkowskie będą mogły podwyższać je powyżej tego limitu. "Tak samo, jak to było w przypadku VAT, podatku od energii czy podatków pośrednich - proponujemy dość niskie stawki, 0,1 proc. wartości akcji i obligacji, a 0,01 proc. w przypadku derywat" - zaznaczył. Dodał, że KE oczekuje, iż jedna trzecia przychodów z podatku będzie pochodzić z tytułu transakcji akcjami i obligacjami, a dwie trzecie - derywatami.
Podatek FTT miałby być nakładany na wszystkie transakcje, których przedmiotem są instrumenty finansowe przeprowadzane pomiędzy instytucjami finansowymi, jeżeli co najmniej jedna ze stron transakcji znajduje się w UE.
Minister finansów Jacek Rostowski informował w listopadzie, że podatek od transakcji finansowych dzieli nie tylko kraje w UE, ale też w eurolandzie. Przeciw jest Londyn, za - Berlin i Paryż. Pomysł zdecydowanie odrzuca Wielka Brytania, która boi się, że taki podatek najbardziej dotknie londyńskie City, a także Sztokholm, wskazując na własne złe doświadczenia w wprowadzeniu takiego podatku w latach 90. Polska jako kraj sprawujący prezydencję, który musi szukać kompromisu 27 państw, nie deklaruje się otwarcie po którejś ze stron. We wrześniu Rostowski mówił jednak, że podatek od transakcji finansowych "nie jest kluczowym elementem w ustabilizowaniu sytuacji fiskalnej".
REKLAMA