Nowe ceny gazu poznamy prawdopodobnie dopiero za cztery miesiące, a nie jak zwykle w kwietniu. O tym, że proces taryfowy potrwa zapewne dłużej, świadczy duża rozbieżność między propozycją Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa a oczekiwaniami Urzędu Regulacji Energetyki. Prezes URE nie zgadza się na żądaną przez PGNiG 10-proc. podwyżkę cen gazu. Wczoraj regulator wystosował do PGNiG pierwsze wezwanie o obniżenie taryf. – Wezwaliśmy spółkę do złożenia wyjaśnień, m.in. na temat wielkości kosztów, które PGNiG uwzględnił w kalkulacji taryfy. Do wielu pozycji mamy istotne wątpliwości – mówi Agnieszka Głośniewska z URE.
Najpierw redukcja kosztów
Jak się dowiedzieliśmy URE oczekuje od przedsiębiorstwa korekty w dół w szczególności kosztów własnych funkcjonowania spółki. – Żądamy też usunięcia z taryfy tych zapisów, które prowadziłyby do nierównego traktowania odbiorców gazu – wyjaśnia Agnieszka Głośniewska. Z informacji uzyskanych w PGNiG wynika, że gdyby URE zaakceptowało przedstawiony wniosek taryfowy, dla odbiorców korzystających z tego paliwa do ogrzewania domów i gotowania cena 1 m sześc. gazu wzrosłaby o 9 gr (średnio w roku na te cele gospodarstwo zużywa 2–3 tys. m sześc., a na samo gotowanie ok. 150 m sześc.).
Więcej: Jeśli ceny ropy spadną, gaz może potanieć o 5–10 proc.