Dolar traci przez transakcje typu carry trade. Z grubsza polegają one na tym, że pożycza się w nich walutę kraju, w którym jest to względnie tanie (czyli stopy procentowe są niskie) i kupuje za nią inne waluty. Inwestor zarabia na różnicy w stopach procentowych, bo przecież pożycza na niski procent, a lokuje na wysoki. W przypadku amerykańskiego dolara rynkowe stopy procentowe są wyjątkowo niskie, sięgają 0,25–0,5 proc. Dla porównania stopa referencyjna NBP to dziś 3,5 proc., a stopy rynkowe są wyższe, np. 3-miesięczny WIBOR to 4,19 proc.
Dodatkowy zysk
Inwestor ma szansę na jeszcze jeden zysk, wynikający ze spadku wartości waluty, którą pożyczył. Być może za dwa, trzy miesiące pożyczone dziś dolary będą w przeliczeniu na euro znacznie mniej warte – więc będzie je można skupić z rynku po niższej cenie, żeby je oddać.
Wiele wskazuje na to, że świat właśnie takiego scenariusza się spodziewa. Wskazuje na to systematyczny spadek wartości dolara względem euro – teraz kurs waha się w granicach 1,5 dol. za euro – i wzrost cen niektórych surowców. Zwłaszcza złota.
Więcej: Dolar nadal będzie tracił