Za rok euro będzie tańsze o 40 groszy
REKLAMA
REKLAMA
Niemal wszyscy analitycy są zgodni: nasza waluta będzie w 2010 roku zyskiwać na wartości. Po pierwsze, polska gospodarka nadal powinna nieźle wyglądać na tle innych krajów regionu. Po drugie, świat powoli będzie wychodził z recesji, co zachęci inwestorów do podejmowania większego ryzyka – a w tym katalogu mieści się kupowanie polskich aktywów. A po trzecie nasze problemy fiskalne – choć nie są powodem do dumy – nie stanowią wyjątku wśród innych krajów europejskich.
– Poza tym jeżeli rząd przeprowadzi antyreformę OFE, to prawdopodobieństwo przekroczenia przez dług publiczny drugiego progu ostrożnościowego spada. A to właśnie sprawa długu jest dla kursu walutowego głównym czynnikiem ryzyka – mówi Jakub Borowski, główny ekonomista Invest-Banku. I dodaje, że nawet w przypadku ryzyka znacznego wzrostu długu rząd ma narzędzie, którego może użyć, by umocnić złotego. – Aby zapobiec osłabieniu złotego – co przecież w sumie groziłoby zwiększeniem długu – rząd mógłby skierować na rynek część walut pozyskiwanych z emisji obligacji za granicą i środki z Unii Europejskiej – mówi.
Według niego z tych powodów dziś scenariusz deprecjacji jest mało prawdopodobny. – Mogłoby do niej dojść przy bardzo niekorzystnym splocie okoliczności: np. słabszym od oczekiwanego ożywieniu gospodarczym w Polsce i na świecie, niepowodzeniu planu prywatyzacji i braku takich działań rządu, jak propozycja zmian w OFE – mówi ekonomista.
Piotr Kalisz z Citi Handlowego uważa, że problemy z finansami publicznymi nie muszą wcale ciążyć złotemu. – Trzeba na to patrzeć z perspektywy inwestora zagranicznego. A dla niego polskie problemy fiskalne nie będą niczym nadzwyczajnym. Inne kraje w regionie pod tym względem będą miały znacznie gorszą sytuację. A u nas dodatkowym czynnikiem wspierającym złotego może być program prywatyzacji, który może ściągać do Polski zagraniczny kapitał – mówi ekonomista.
REKLAMA