Kredyt preferencyjny nadal jest dostępny tylko dla nielicznych
REKLAMA
Zanim na rynku pojawiły się kredyty mieszkaniowe z budżetową dopłatą, rząd liczył, że z pomocy skorzysta w ciągu sześciu lat 300 tys. rodzin. 10 miesięcy funkcjonowania ustawy o finansowym wsparciu rodzin w nabywaniu własnego mieszkania pokazało, że jest inaczej. Z preferencyjnego kredytu nie może skorzystać ten, kto nosi się z zamiarem zakupu mieszkania w większej miejscowości.
Marne statystyki
Program Rodzina na swoim wszedł w życie 22 stycznia 2007 r. (od tego dnia było możliwe złożenie wniosku kredytowego w banku PKO BP, który jako pierwszy przystąpił do programu). Od tamtego momentu umowy o preferencyjny kredyt podpisało nieco ponad 2,6 tys. osób. Jest to blisko 20 razy mniej niż zapowiadało Ministerstwo Budownictwa.
- Ustawa po prostu nie działa. Z jednej strony zakłada wielką pomoc, a z drugiej niesamowicie ogranicza dostępność kredytów. Limity cenowe uzależniające otrzymanie pomocy są w dalszym ciągu oderwane od rzeczywistości - mówi Janusz Schmidt, wiceprezydent Polskiej Federacji Rynku Nieruchomościami.
- Rzeczywiście jego stosunek do średniej ceny mieszkań nie we wszystkich regionach Polski znajduje realne przełożenie. Należy jednak pamiętać, że średnia cena mieszkania nie jest identyczna z minimalną. Dla przykładu w Warszawie powstaje teraz kilkanaście osiedli mieszkaniowych, gdzie cena metra mieszkania nie przekracza 6550 zł. (wskaźnik przeliczeniowy ustalony dla Warszawy). Mieszkania spełniające wymogi programu Rodzina na swoim można również znaleźć w Katowicach, Łodzi, Toruniu, Bydgoszczy, Kielcach oraz w wielu mniejszych miejscowościach - tłumaczy Ewa Balicka-Sawiak z Banku Gospodarstwa Krajowego.
- Za 6,5 tys. za mkw. można kupić mieszkanie w stanie deweloperskim, które jeszcze trzeba wykończyć, albo zdewastowany lokal komunalny na jakimś odległym osiedlu. Te limity to poszukiwanie mieszkania z liczeniem na łut szczęścia - podkreśla Schmidt.
Nie pomogła nowelizacja
Do 15 sierpnia 2007 r. z dopłat mogły skorzystać osoby nabywające nieruchomość, której cena za mkw. nie przekracza średnich cen w budownictwie mieszkaniowym na danym obszarze. Wtedy też weszły w życie poprawione przepisy ustawy o finansowym wsparciu rodzin (Dz.U. z 2007 r. nr 136, poz. 955) i zwiększyły o 30 proc. dotychczasowe limity. Zmiana przepisów miała być lekarstwem na gwałtowny wzrost cen na rynku nieruchomości. Takich efektów na razie nie widać. W ciągu dwóch miesięcy od momentu obowiązywania nowelizacji podpisano 562 umowy o kredyt z dopłatami, podczas gdy średnia liczba umów podpisywanych wcześniej wynosiła 326 miesięcznie.
- Na 24 miasta, w których składano ostatnio wnioski o kredyt preferencyjny tylko w trzech średnia cena na rynku wtórnym była niższa od limitu umożliwiającego uzyskanie dopłaty. Były to Częstochowa, Bielsko-Biała i Konin, czyli miasta o średniej wielkości, gdzie też nie ma dużych problemów mieszkaniowych - mówi Waldemar Oleksiak, ekspert rynku nieruchomości z Emmerson.
Domy dla bogatych
Pomoc z budżetu państwa da się wykorzystać tak naprawdę tylko przy budowie domu.
- Wówczas limity mają zupełnie inne przełożenie. Nawet 3 tys. za mkw. to przy budowie domu nie taki duży problem - mówi Emil Szweda z Open Finance.
Problem jednak w tym, że program Rodzina na Swoim jest adresowany do ludzi o przeciętnych dochodach, którzy nie budują domów. Żeby wybudować dom, trzeba mieć działkę, której zakupu nie może objąć kredyt preferencyjny.
Ustawa miała pomagać rodzinom i osobom wychowującym samotnie dzieci. W praktyce początkujące małżeństwa zarabiają dużo mniej, a i osoby samotnie wychowujące dzieci w większości przypadków są w jeszcze gorszej sytuacji finansowej.
- Żeby dostać kredyt preferencyjny, trzeba mieć zdolność kredytową, a ta jest liczona w oderwaniu od tego, czy jest to kredyt preferencyjny czy nie. Żeby kupić sobie mieszkanie za 250 tys. zł, trzeba zarabiać ok. 2,6 tys. zł netto miesięcznie - wyjaśnia Emil Szweda.
Kliknij aby zobaczyć ilustrację.
Kredyty preferencyjne
ADAM MAKOSZ
REKLAMA