Nikt nie lubi, jak mu się mówi, co ma robić. Ale też kierowcy - nawet ci najbardziej rzutcy - nie zwykli kwestionować zasadności sygnalizacji świetlnej na drogach. I tak też należy odczytywać język maklerskich rekomendacji dla spółek giełdowych.
Kupuj, trzymaj i sprzedawaj to nic innego jak rynkowe odpowiedniki świateł zielonego, żółtego i czerwonego. W przypadku konkretnych domów maklerskich, których analitycy parają się sporządzaniem rekomendacji, kupuj może stać się akumuluj, trzymaj - neutralnie, a sprzedawaj - redukuj. Bywa, że w swojej nomenklaturze analitycy odnoszą się do struktury naszych portfeli inwestycyjnych i tak za pozytywną należy uznać rekomendację przeważaj (daną spółkę w portfelu), a na drugim biegunie umiejscawiać ocenę nie doważaj. Gdy odniesieniem staje się natomiast indeks, który dana spółka współtworzy, odpowiednikiem kupuj staje się rekomendacja lepiej niż rynek, zaś za ograniczeniem zapędów przemawia odpowiednio ocena gorzej niż rynek.
Prócz samych recenzji i techniczno-rynkowych uzasadnień analitycy wyznaczają także swoją cenę docelową - zwykle 12-miesięczną - dla ocenianej firmy, próbując przewidzieć, ile jej akcje będą kosztować w przyszłości. Przyrównanie tak wywróżonej ceny do aktualnych notowań powinno inwestorom wystarczyć do podjęcia odpowiednich działań i częściej niż rzadziej podwyższenie lub obniżenie ceny docelowej - przy jednoczesnym utrzymaniu rekomendacji na poprzednim poziomie - samo w sobie może być dostatecznym impulsem do wzrostów/spadków.
Istnego wysypu rekomendacji i ich zmian należy się spodziewać po każdym sezonie wyników kwartalnych lub niedługo po ważniejszych wydarzeniach w historii danej spółki. Gdy danego dnia któraś ze spółek notuje wyraźną zmianę kursu bez oczywistego powodu, to często jest to właśnie efektem pojawienia się na rynku rekomendacji renomowanego biura maklerskiego. Zaczyna się wtedy agencyjna bitwa o papier (czytaj: rekomendację), który w domyśle właśnie krąży po rynku. Pozytywna/negatywna rekomendacja często działa bowiem podobnie jak lepsze/gorsze od prognoz wyniki. W odróżnieniu jednak od kwartalnych bilansów, rekomendacje są od razu dostępne tylko dla wybranej grupy graczy, czyli tylko dla klientów danego domu maklerskiego. Brokerzy, owszem, upubliczniają recenzje, ale zwykle dopiero po kilku dniach czy nawet po tygodniu, gdy dla wytrawnych inwestorów giełdowych warte są one tyle co nic. Tu dochodzimy do sedna sprawy: patrzymy na datę.
Adrian Krajewski
korespondent Thomson Financial News