Kapitału zagranicznego jest u nas coraz więcej. Dla inwestorów indywidualnych to jednak nic groźnego, bo kończy się czas kapitału spekulacyjnego, który znika tak szybko, jak się pojawił.
Na koniec czerwca tego roku zagraniczny kapitał zwiększył swój udział w obrotach giełdy aż do 43 proc. Skok imponujący, zwłaszcza że jeszcze rok temu było to zaledwie 29 proc.
– Daleko nam jednak do naszych sąsiadów – na parkietach w Budapeszcie i Pradze zachodnie fundusze rządzą niepodzielnie, mają udziały na poziomie ponad 70 proc. – mówi Alfred Adamiec, doradca inwestycyjny Nationwide.
Według niego, Polsce nie grozi giełdowa dominacja Zachodu, m.in. ze względu na systematycznie rosnącą pozycję rodzimych instytucji finansowych.
Faworyci Zachodu
– Widać jednak, że po rozszerzeniu Unii Europejskiej o nowe państwa członkowskie nasz region stał się ulubionym miejscem do inwestycji kapitałowych – dodaje Alfred Adamiec.
Zarządzający funduszami uważają, że w perspektywie najbliższych kilku lat osiągniemy średni wzrost gospodarczy rzędu 4-6 proc., a więc dwa razy wyższy niż w starych krajach członkowskich. W efekcie poprawa sytuacji gospodarczej może jeszcze rozbudzić apetyt na dalsze zakupy akcji polskich spółek. Ogromną popularnością inwestorów cieszą się także emitowane w Polsce papiery dłużne, nieźle radzi sobie również złoty – ostatnio bardzo stabilny wobec euro i dolara. Wszystko za sprawą silnego kapitału zagranicznego, który wlewa się do nas strumieniami. Po pierwszych pięciu miesiącach tego roku zadłużenie zagraniczne Skarbu Państwa wzrosło o 2,4 proc., do ponad 194,9 mld zł. W ślad za funduszami inwestującymi w dłuższym horyzoncie na rynku pojawia się również kapitał spekulacyjny – nastawiony na szybki zarobek i błyskawiczną ucieczkę z rynku po realizacji zysków.
– Mimo iż udział zagranicznego kapitału na warszawskim parkiecie wzrośnie w najbliższych latach do 50 proc., nie widzę zagrożenia wynikającego z możliwej destabilizacji, np. w wyniku późniejszego odwrotu funduszy – uważa Alfred Adamiec.
Zmieniły się realia gospodarcze i polityczne, a nasz kraj – podobnie jak i inne państwa regionu – zyskał opinię zdecydowanie bardziej stabilnego.
Podobnego zdania jest Marek Świętoń, zarządzający funduszami w ING Investment Management.
– Nie można przecież zapominać, że w pierwszej połowie tego roku za wzrostami na GPW stały m.in. amerykańskie fundusze emerytalne, a więc stabilne instytucje lokujące środki w dłuższym horyzoncie – podkreśla Marek Świętoń.
W tej sytuacji drobni inwestorzy, których udział w obrotach giełdy sięga 24 proc. (najniższy poziom w historii parkietu), również mogą spać spokojnie. Ich oszczędności raczej nie stopnieją wskutek ewentualnych działań spekulantów.
– Dla kapitału spekulacyjnego powoli kończy się czas prosperity. Widać to zwłaszcza po przecenach akcji w okresie postępujących po sobie coraz płytszych korekt – uważa Alfred Adamiec.
W najbliższym czasie spadać będzie również zaangażowanie na GPW drobnych graczy na rzecz rodzimych instytucji finansowych. Docelowo ci ostatni powinni osiągnąć około 40-proc. udział w obrotach rynku.
