REKLAMA

REKLAMA

Kategorie
Zaloguj się

Zarejestruj się

Proszę podać poprawny adres e-mail Hasło musi zawierać min. 3 znaki i max. 12 znaków
* - pole obowiązkowe
Przypomnij hasło
Witaj
Usuń konto
Aktualizacja danych
  Informacja
Twoje dane będą wykorzystywane do certyfikatów.

Nie ma cudów, gospodarka wymaga reform

Krzysztof Bień

REKLAMA

REKLAMA

Tylko dzięki reformom zachęcającym ludzi do pracy i oszczędzania, a gospodarkę do innowacji, można będzie zmniejszyć wydatki budżetu i podatki. Tak w wywiadzie dla Gazety Prawnej mówi Leszek Balcerowicz. 

 

 

- Tempo wzrostu gospodarczego zmalało poniżej 6 proc., inflacja mocno przekroczyła 4 proc. Czy stabilny wzrost jest w Polsce zagrożony?

- Nie warto lekceważyć wzrostu inflacji, właśnie w imię rozwoju, bo, jak wynika z badań, podwyższona inflacja uderza szczególnie w inwestycje. Jeśli więc ktoś chce dbać o inwestycje, traktując je jako czynnik wzrostu, powinien m.in. dbać o niską inflację.

- Czy można było uniknąć wzrostu inflacji?

- W 2006 roku uważałem, że należy podwyższać stopy procentowe. Wszystkie przesłanki na to wskazywały: wzrost gospodarczy był szybszy niż się spodziewano, jednostkowe koszty pracy wydatnie rosły i wiadomo było, że mogą rosnąć dalej, bo zmieniała się już sytuacja na rynku pracy, a globalizacja przestawała być czynnikiem antyinflacyjnym. Szybko rosła podaż pieniądza. Potem nałożył się na to wzrost cen żywności i energii. Już w 2006 roku dało się przewidzieć, że inflacja wzrośnie i polityka pieniężna powinna była zawczasu reagować.

- A teraz?

- Nie chciałbym komentować bieżącej polityki monetarnej. Mogę tylko powiedzieć, że byłbym zdziwiony, gdyby obecny poziom stóp wystarczył, aby dojść do celu inflacyjnego.

ŁUKASZ TARNAWA

główny ekonomista PKO BP

Nasza obecna prognoza to jednak podwyżka do końca roku o 25 punktów bazowych. Rośnie niepewność odnośnie do inflacji, ale z drugiej strony RPP ma ograniczoną możliwość działania na te czynniki, które mogą odpowiadać za wzrost cen. Jeżeli jednak płace będą rosły nadal szybko, to główna stopa może wzrosnąć powyżej 6 proc., ale w takim scenariuszu na początku 2009 roku spodziewałbym się korekcyjnych obniżek z powodu osłabienia wzrostu gospodarczego.

- Czy rząd powinien określić datę wejścia do strefy euro?

- Nie byłem i nie jestem zwolennikiem określania daty tak długo, jak długo nie ma poważnych zamiarów spełniania na czas warunków przystąpienia. Najpierw potrzebny jest wiarygodny program spełnienia kryteriów z Maastricht. Do niedawna spełnialiśmy wszystkie kryteria poza fiskalnym. Teraz z kolei poważnym problemem stała się inflacja, a problem fiskalny pozostał. Potrzebny jest nowy, wiarygodny plan reform.

- Czy zagrożenia zewnętrzne, na przykład zawirowania gospodarki amerykańskiej, są poważne dla polskiej gospodarki?

- Na razie nie ma głębokiej recesji w USA. Jest dużo niepewności, której źródłem jest rozpowszechnienie się nowych produktów finansowych pobudzone m.in. przez politykę łatwego pieniądza uprawianą przez amerykański bank centralny od 2003 roku. Nowe instrumenty miały bezpieczniej rozłożyć ryzyko w gospodarce. Okazało się, że tak je rozprowadziły, że nie wiadomo, gdzie ono teraz jest. Dlatego tak gwałtownie wyskoczyły premie za ryzyko. Zarząd Rezerwy Federalnej głęboko obniża stopy, co odbija się na cenie dolara i wyrażonych w dolarach cenach surowców. Może to także przyczynić się do inflacji w samych Stanach. Sądzę, że powtórka japońskiej wieloletniej stagnacji jest mało prawdopodobna. W związku z tym mam wątpliwości wobec tak poważnego angażowania polityki pieniężnej do rozwiązania bieżących problemów.

- A jakie to może mieć skutki dla Polski?

- Udział polskiego eksportu do USA nie sięga 2 proc., więc ewentualna recesja w USA nie będzie miała na nas większego bezpośredniego wpływu. Na szczęście też nasze instytucje finansowe nie okazały się tak wyrafinowane, jak np. austriackie koleje czy norweskie miasta, i nie zainwestowały w wysublimowane, ale bardzo ryzykowne instrumenty finansowe na światowych rynkach.

- Jak pan ocenia obecną sytuację w NBP?

- No comment. Fakty mówią za siebie.

- Widzi pan jakieś sensowne rozwiązanie w sprawie wiceprezesury NBP?

- W sprawie Witolda Kozińskiego jest przede wszystkim kwestia prawna. Trzeba wyjaśnić, co znaczy kontrasygnata. Czy premier musi się podpisać pod tą nominacją, czy ma wybór? Jeżeli ma wybór, ma prawo do oceny.

- Nie widzi pan w tym ingerencji rządu w niezależność banku centralnego?

- Stosowania oceny nie można traktować jak zamachu na niezależność banku. Zamachem na niezależność banku centralnego było to, co próbował robić PiS: zmontował komisję śledczą przeciwko niezależności banku centralnego.

- A kompetencje kandydata?

- Byłem zdziwiony jego wypowiedzią. Nie tyle mi tu chodzi o zapowiedź interwencji walutowej, ile o wskazanie poziomu kursu, przy jakim mogłoby to nastąpić. Bank centralny to jest bardzo wrażliwa instytucja, dysponuje potężnymi środkami. Warto mieć pewność, że te środki będą używane właściwie.

WITOLD KOZIŃSKI

kandydat na wiceprezesa NBP (wypowiedź dla Radia PiN z 8 lutego 2008 r.)

Jeżeli miałoby być tak, że eksport będzie słabł, czyli ta noga, na której opiera się wzrost (jedna z trzech nóg: konsumpcja, inwestycje, eksport), miałaby być osłabiona, to trzeba by jednak coś zrobić, żeby eksport chronić, chroniąc w ten sposób wzrost [...] Ja sądzę, że 3,40-3,45 zł za euro to jest to, co jeszcze eksport polski może wytrzymać.

- Zaniechanie prywatyzacji, fiskalizm, brak odwagi i pomysłu na prawdziwą reformę finansów publicznych, upolitycznienie państwowych firm - taką dał pan w sierpniu 2007 r. recenzję gospodarczej polityki rządu Jarosława Kaczyńskiego.

- Nie byłem w tym oryginalny. Wystarczy przeczytać raporty Banku Światowego, MFW, EBOR czy OECD. W innym języku, ale wskazywały na to samo.

- A jak jest teraz?

- Styl polityki zmienia się szybciej niż treść. Po wyborach w październiku 2007 r. obserwujemy zasadniczą zmianę stylu polityki. Nie lekceważyłbym tego, gdyż styl ma ogromne znaczenie dla polityki zewnętrznej i dla atmosfery życia w kraju. Byłem i jestem przeciwnikiem polityki, która próbuje uzyskiwać poparcie poprzez drastyczne dzielenie ludzi i tworzenie obrazu wroga wewnętrznego. A to było cechą ugrupowania rządzącego do wyborów.

- A treść?

- Treść zmienia się wolniej. Bardzo ważne jest ograniczenie tempa wzrostu wydatków budżetu przez odpowiednie reformy. Trudno to było uzyskać już w tegorocznym budżecie. Na jego gruntowne zmiany było już za późno. Zasadnicze zmiany wymagają zresztą przygotowania legislacyjnego, co nawet wtedy, kiedy szuflady z projektami są pełne, zabiera trochę czasu. Prawdziwym testem będzie budżet na 2009 rok.

- Co jest najważniejsze dla dobrego tempa wzrostu w dłuższej perspektywie?

- Zgadzam się z ministrami Jackiem Rostowskim i Stanisławem Gomułką, że największym problemem i największą szansą jest podniesienie wskaźnika oficjalnego zatrudnienia, który jest w Polsce szokująco niski. Oficjalnie pracuje u nas tylko około 52 proc. ludzi zdolnych do pracy, a bez pracy nie ma kołaczy, że przypomnę ludowe przysłowie. Jeżeli więcej ludzi będzie pracować, więcej będzie zbieranych podatków. Mniej za to ludzi będzie pobierać zasiłki, zmaleją więc wydatki socjalne. Pośrednio prowadzić to będzie do uzdrowienia finansów publicznych. Wzrost zatrudnienia bezpośrednio wzmocni rozwój. Żeby efekt ten osiągnąć, trzeba usunąć bodźce, które skłaniają ludzi do wcześniejszego wycofywania się na emeryturę czy na inwalidzkie renty. Warto także spojrzeć na ludzi młodszych, w wieku 16-25 lat, bo jest wśród nich spory odsetek takich, którzy nie pracują ani się nie uczą.

- Czy dla uzdrowienia finansów publicznych wystarczy spowolnienie wzrostu wydatków, czy konieczne jest ich zmniejszenie?

- Sądzę, że wystarczyłoby samo wyraźne i konsekwentne zmniejszenie tempa ich wzrostu w stosunku do PKB. To powinno pozwolić dość szybko rozwiązać główny problem gospodarczy Polski, jakim jest nadmierne obciążenie podatkami oraz deficyt budżetu. Podatki są z kolei wysokie wskutek nadmiernego obciążenia gospodarki wydatkami, z których część jest na dodatek szkodliwa, bo zniechęca ludzi do pracy i do indywidualnego oszczędzania.

- Mamy zaplanowane obniżenie stawek podatku od dochodów osobistych w 2009 roku i zapowiedzi dalszych obniżek w kolejnych latach. Czy realne jest w tej sytuacji obniżenie deficytu do 1 proc. PKB w 2011 roku, jak to planuje rząd?

- Tym szybciej musimy zacząć ograniczać tempo wzrostu wydatków oraz wzmacniać rozwój gospodarki. Ważne jest, aby nastąpiły takie zmiany w systemie podatkowym, które będą koncentrowały się na tych podatkach, które najbardziej zniechęcają ludzi do prorozwojowych działań (pracy, oszczędzania, innowacji), a nie na propozycjach, które są tylko popularne politycznie. Nie należy np. zwiększać ulg rodzinnych. Nie znam opracowań, z których by wynikało, że ulgi rodzinne korzystnie wpływają na rozwój gospodarki i na sytuację demograficzną. Oczekiwałbym całościowej analizy polskiego systemu podatkowego, wskazującej, które podatki są najbardziej szkodliwe dla rozwoju. Ważne, aby dyskusje o reformach podatków oparte były na merytorycznych podstawach, a nie na hasłach: 15, a może nie 15, albo że generalnie wszystko obniżymy.

- Czy taka analiza powinna powstać razem z projektem budżetu na 2009 rok?

- Im szybciej, tym lepiej. Z dotychczasowych opracowań wynikałoby, że ważnym priorytetem, jeśli chodzi o podatki, powinno być zmniejszanie obciążeń kosztów pracy, ale w odniesieniu do tych grup społecznych, których zatrudnianie jest ograniczane przez mały popyt na ich pracę. Chodzi o osoby o niskim wykształceniu.

- Jak z punktu widzenia koniecznej reformy systemu podatkowego odbierać zapowiedź podniesienia składki zdrowotnej o 1 pkt proc., zresztą w rok po obniżeniu PIT.

- Jest to oczywiście zapowiedź wzrostu określonego podatku - podatku na służbę zdrowia, i to zanim przedstawiono opinii publicznej szacunki marnotrawstwa w sektorze usług zdrowotnych. Nie rozumiem, dlaczego tak kategorycznie odrzuca się współpłacenie. Tu nie chodzi głównie o dodatkowe źródło wydatków, ale o racjonalizację popytu na usługi medyczne. Lekarze, personel medyczny często są obciążani nieuzasadnionym popytem. W efekcie wzrasta ryzyko dla poważniej chorych. Oficjalne współpłacenie trzeba traktować jako formę poprawiania wykorzystania czasu personelu medycznego i jako sposób na redukcję nieformalnych płatności.

- Słowacja wycofała się jednak ze współpłacenia usług medycznych przez pacjentów?

- O ile się orientuję, nie jest prawdą, że w Słowacji współpłacenie się nie sprawdziło. Dało efekty, ale do władzy przyszedł populista, premier Fico, który ze względu na dążenie do popularności obiecywał w trakcie kampanii przedwyborczej zniesienie współpłacenia i po wyborach to zrobił. Zabiegów o łatwą popularność nie należy mylić z oceną efektów.

- Co z podatkiem od dochodów kapitałowych?

- Po pierwsze, są dwa rodzaje podatku, które zostały połączone w jednej ustawie o tzw. podatku Belki. Prawie wszyscy je mieszają. Czym innym jest opodatkowanie dochodów od bieżących inwestycji finansowych (są to zarówno dochody z oszczędności w bankach, jak i dywidenda), a zupełnie czym innym jest podatek od różnicy między ceną zakupu a ceną sprzedaży jakichś aktywów, czyli opodatkowanie zysku kapitałowego.

PODATEK BELKI

To co popularnie nazywa się podatkiem Belki, to dwa zupełnie różne podatki. Pierwszy to podatek zryczałtowany (to właśnie jest podatek Belki). Płacony od przychodu z odsetek od tego co trzymamy na rachunkach bankowych czy lokatach. Drugi to podatek liniowy płacony od różnego rodzaju zysków kapitałowych, w tym od inwestycji giełdowych. Ten płacony jest od dochodu według stałej stawki. Umożliwia jednak zarówno uwzględnienie kosztów transakcji, jak i poniesionych na transakcjach strat.

- Może warto byłoby znieść chociaż jeden z tych podatków, przestałyby się mylić?

- Warto się przyjrzeć, jakie są rozwiązania wzorcowe. Kraje, które odznaczają się dużą innowacyjnością, mają zwykle niskie opodatkowanie zysków kapitałowych. Dlaczego? Aby mogły działać fundusze ryzyka, czyli venture capital. Kupują one udziały w nowych innowacyjnych firmach. Z dziesięciu takich inwestycji często wychodzi jedna. Żeby takie fundusze mogły działać, muszą dużo zarobić na tej jednej trafionej inwestycji. Najlepszym sposobem wyjścia z niej jest sprzedaż firmy na giełdzie. Ale aby to się opłacało, opodatkowanie zysków kapitałowych musi być niskie.

Powtarzam, potrzebna jest całościowa analiza polskiego systemu podatkowego. Trzeba przyjrzeć się podatkom, które przyczyniają się do bezrobocia, czyli rozmaitym składkom. Warto popatrzeć na podatki, które utrudniają innowacyjność. Nie warto zniechęcać do działań, które przyczyniają się do rozwoju. System podatkowy nie powinien karać za pracę, za oszczędzanie, za innowacyjność. A jeśli mimo ograniczania wydatków budżetowi brakowałoby pieniędzy, to należałoby bardziej opodatkowywać konsumpcję. Ale najlepiej ograniczyć wydatki.

- A co, jeśli nie dokończymy reform?

- Obawiam się, że bez dokończenia reform Polska nie stanie się tygrysem gospodarczym, drugą Irlandią. Czym Polska najbardziej różni się in minus od krajów, które stały się tygrysami ekonomicznymi, to znaczy utrzymywały wysokie tempo rozwoju nie przez dwa, trzy, ale przez wiele lat? Największa różnica to wielkość wydatków budżetu, a w konsekwencji podatków i deficytu. Z tego punktu widzenia Polska cierpi na przedwczesną eurosklerozę. Przy obecnym poziomie zreformowania państwa i gospodarki, zwłaszcza jeśli chodzi o finanse publiczne, musiałby stać się cud, żeby Polska stała się cudem gospodarczym.


Kliknij aby zobaczyć ilustrację.
Fot. Wojciech Górski

prof. Leszek Balcerowicz


Rozmawiał KRZYSZTOF BIEŃ


- LESZEK BALCEROWICZ

były prezes NBP (2001-2007), wicepremier i minister finansów w rządzie Jerzego Buzka (1997-2000), minister finansów w rządzie Tadeusza Mazowieckiego (1989-1991). Autor tzw. planu Balcerowicza, czyli zmian mających na celu wprowadzenie w Polsce systemu gospodarki rynkowej


REKLAMA

Źródło: GP

Oceń jakość naszego artykułu

Dziękujemy za Twoją ocenę!

Twoja opinia jest dla nas bardzo ważna

Powiedz nam, jak możemy poprawić artykuł.
Zaznacz określenie, które dotyczy przeczytanej treści:
QR Code
Infor.pl
Zapisz się na newsletter
Zobacz przykładowy newsletter
Zapisz się
Wpisz poprawny e-mail
Renta wdowia nie dla wszystkich wdów: nie dla młodych wdów (nawet jeżeli zostały same z dzieckiem) i nie dla „porzuconych” kobiet

Renta wdowia, to nowe świadczenie dla wdów i wdowców, o które będzie można wnioskować już od 1 stycznia 2025 r. Choć nazwa sugeruje, że powinno ono dotyczyć wszystkich wdów i wdowców – będzie na nie mogła liczyć tylko ich ograniczona grupa, która spełnia wszystkie określone w ustawie przesłanki. Renty wdowiej nie otrzymają m.in. osoby, które owdowiały w młodym wieku, jak i osoby „porzucone” przez współmałżonka (nawet jeżeli nie doszło do rozwodu). 

Świadczenia z programu Aktywny rodzic zostaną wyłączone z definicji dochodu. Nie będą miały wpływu na prawo do świadczeń z pomocy społecznej

Rada Ministrów przyjęła projekt projektu ustawy o rynku pracy i służbach zatrudnienia. Świadczenia z programu „Aktywny Rodzic” zostaną wyłączone z definicji dochodu.

Nadchodzi rewolucja w urzędach pracy. Bezrobotni powinni się cieszyć czy martwić? Rząd zdecydował: będzie nowa ustawa o rynku pracy i służbach zatrudnienia

Rynek pracy potrzebuje nowej ustawy? Tak uważa ministerstwo pracy, a Rada Ministrów podzieliła zdanie resortu.  Rząd w Wigilię 24.12.2024 r. przyjął projekt ustawy autorstwa Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. To ma być prawdziwa rewolucja.

Czekasz na wdowią rentę, sprawdź już teraz czy ci się należy, apeluje zus i zaprasza do składania wniosków z wyprzedzeniem

W Wigilię 24.12.2024 Zakład Ubezpieczeń Społecznych – ZUS zwrócił się z komunikatem do wdów i wdowców, by jak najszybciej sprawdzili czy mają prawo do dwóch świadczeń. To ważne, bo choć samo nowe świadczenie – tzw. wdowia renta będzie wypłacane od lipca, to wnioski można już składać będzie zaraz z początkiem nowego roku.

REKLAMA

ZUS informuje: Od 1 stycznia 2025 r. można składać wnioski o rentę wdowią. Jakie warunki należy spełnić?

Od 1 stycznia 2025 r. ZUS zacznie przyjmować wnioski o rentę wdowią. Osoby uprawnione mogą składać wnioski, ale prawo do tego świadczenia zostanie im przyznane od miesiąca, w którym złożyły wniosek, jednak nie wcześniej niż od 1 lipca 2025 r.

40 tys. zł na zakup samochodu do wzięcia już na początku lutego 2025 r. [za zezłomowanie starego auta w ciągu ostatnich 4 lat – premia 5-10 tys. zł; cena nowego samochodu – do 225 tys. zł netto]

Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, w dniu 16 grudnia br., ogłosił iż na początku lutego 2025 r. – ruszy nabór wniosków o dofinansowanie do zakupu samochodu elektrycznego. W ramach programu „Mój elektryk 2.0” osoby fizyczne, będą mogły uzyskać nawet 40 tys. zł dopłaty do zakupu bezemisyjnego auta. Budżet programu ma wystarczyć na zakup ok. 40 tys. samochodów.

30 tysięcy złotych kary! Kierowcy mają na to siedem dni. Nowy obowiązek dla właścicieli aut mrozi krew w żyłach

Nie odbierają listów poleconych wysyłanych przez Główny Inspektorat Transportu Drogowego, podają nazwiska ludzi zza granicy, tak namierzeni przez fotoradary kierowcy unikają płacenia mandatów. Resort Infrastruktury mówi temu dość i od 2025 roku wprowadzi nowe mechanizmy ścigania sprawców łamania przepisów drogowych. Skóra cierpnie, włos się jeży od nowych zasad karania mandatami. 

To pewne: będzie wyższy wiek emerytalny. Najpierw zrównanie wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn, potem wydłużenie lat pracy

Politycy i rząd nie mają wyboru – muszą podwyższyć wiek emerytalny. Politycznie może się to wydawać samobójstwem, ale realnie brak podwyższenia wieku emerytalnego to samobójstwo ekonomiczne. Dlatego cała sztuka polega na tym, by przekonać społeczeństwo, że podniesienie wieku emerytalnego jest w interesie wszystkich.

REKLAMA

Wigilia 24.12.2024 – czy po raz ostatni zgodnie z prawem to dzień roboczy, a od 2025 dzień ustawowo wolny od pracy

Ustawa, która zmieniła status 24 grudnia z dnia roboczego w dzień ustawowo wolny od pracy odbyła już niemal całą drogę legislacyjną. By stała się prawem powszechnie obowiązującym musi być jeszcze jedynie podpisana przez prezydenta i opublikowana w Dzienniku Ustaw. Jednak nie jest wcale pewne czy tak się stanie.

Na podium: Tusk, Duda i Kaczyński. 100 najczęściej pokazywanych polityków w Polsce w 2024 r. [ranking medialnej wartości]

Instytut Przywództwa przygotował ranking medialnej wartości polityków w Polsce. Ranking ten powstał na podstawie szacunków ekwiwalentu reklamowego publikacji na portalach internetowych z udziałem tych polityków w okresie styczeń - listopad 2024 r. Ekwiwalent reklamowy to kwota, jaką należałoby zapłacić za publikacje, gdyby były one reklamą. Na pierwszym miejscu znalazł się premier Donald Tusk - wartość przekazów medialnych z jego udziałem (gdyby przeliczyć to na koszt reklamy) osiągnęła imponującą kwotę 474,75 mln zł. Na podium znaleźli się również prezydent Andrzej Duda z wynikiem 272,98 mln zł oraz prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński – 203,35 mln zł.

REKLAMA