W ostatnich dniach na rynkach pieniężnych w Europie i w Stanach Zjednoczonych banki i inni gracze finansowi stają się nerwowi, jeśli chodzi o wzajemne pożyczanie sobie pieniędzy. Oznacza to groźbę „zamrożenia” systemu finansowego, a taka perspektywa odbiła się niekorzystnie na nastrojach na innych rynkach, także na rynku akcji.
Koszty innowacji
Czemu jednak banki stały się tak nerwowe akurat teraz, gdy gospodarka jest w dobrym stanie? W skali globalnej zasadnicze elementy sytuacji gospodarczej wyglądają dziś rzeczywiście całkiem dobrze. W zakątkach współczesnego systemu finansowego narosły jednak fatalne problemy. Niektóre instytucje finansowe poniosły straty, wynikające z inwestycji, jakie poczyniły w złożone instrumenty finansowe, powiązane z marnie zabezpieczonymi amerykańskim kredytami hipotecznymi.
Jak duże są te straty, tego nikt nie wie na pewno. Niektórzy amerykańscy politycy uważają, że straty sektora finansowego, powiązane ze słabo zabezpieczonymi kredytami hipotecznymi, mogą sięgać 100 miliardów dolarów. Ale dokonywane przez sektor prywatny oceny tych strat ogromnie się między sobą różnią.
Co gorsza, te problemy rozprzestrzeniają się i dotykają innych fragmentów rynku, takich jak rynek obligacji przedsiębiorstw. To powoduje kolejne straty z inwestycji i prowadzi do dalszego nadwątlenia zaufania do rynków finansowych.
Nie wiadomo, kto poniósł te straty. Głównie dlatego, że w minionych paru latach bankierzy wykorzystywali kredyty hipoteczne do tworzenia instrumentów finansowych, które sprzedawano bankom, firmom ubezpieczeniowym, funduszom emerytalnym i tzw. funduszom hedgingowym na całym świecie. Choć zatem cały problem zaczął się na amerykańskim rynku pożyczek hipotecznych, teraz dotyczy instytucji finansowych od Australii do Austrii.
Na pytanie: kogo ten kryzys dotknął najbardziej, uczciwa odpowiedź brzmi, że tego po prostu nie wiadomo. Niektóre instytucje finansowe przyznały się już do strat.
Trudno zliczyć straty
Uczestników rynków finansowych niepokoi jednak to, że inne instytucje, które też mają olbrzymie kłopoty, swoich strat nie potwierdziły, częściowo zresztą dlatego, że nie są w stanie policzyć szkód.
Nie potrafią tego zrobić dlatego, że sprawiające dziś problemy instrumenty finansowe obejmują skomplikowane i często „szyte na miarę” produkty, w tym także instrumenty pochodne. Handluje się nimi tylko w prywatnych transakcjach między bankami, a nie - jak w przypadku akcji - na publicznie dostępnej giełdzie. Niektóre rzadko są zresztą przedmiotem obrotu. W dodatku teraz handlujący są tak spanikowani, że odmawiają kupna i sprzedaży produktów powiązanych z kredytami hipotecznymi o obniżonej wiarygodności. To powoduje, że niemożliwe staje się ustalenie ceny takich instrumentów. Podobnie jest podczas kryzysu na rynku nieruchomości: nikt nie wie, ile jest wart jego dom i ile stracił na wartości. Dowiaduje się tego dopiero wówczas, gdy ktoś ten dom zechce kupić.
W Stanach Zjednoczonych politycy dyskutują o podjęciu działań wspierających gospodarstwa domowe, które odczuwają skutki kryzysu na rynku słabo zabezpieczonych kredytów hipotecznych. To nie rozwiąże krótkoterminowych problemów rynków finansowych. Dlatego właśnie Europejski Bank Centralny zasilił rynek międzybankowy bezprecedensowo wielką kwotą pieniędzy: chodziło o to, żeby temu rynkowi zapewnić normalne funkcjonowanie. Wydaje się, że w jego ślady podąży także amerykański Zarząd Rezerwy Federalnej. Z prawnego punktu widzenia jest to mniej więcej taka sytuacja, jakby bank centralny dawał każdej instytucji finansowej kartę kredytową bez limitu wydatków i z obniżoną stopą procentową.
Co może się stać
Czy to zadziała? Wydaje się, że posunięcia banków centralnych uchroniły rynek międzybankowy od zamarcia, ale większość analityków uważa, że mają one charakter jedynie okresowy. Nadal istotne jest bowiem zasadnicze pytanie: ile instytucji finansowych poniosło straty i w jakiej wielkości? Dopóki nie będzie jasnej odpowiedzi na to pytanie, dopóty utrzyma się prawdopodobnie nerwowość na rynkach finansowych.
Jakie mogą być skutki tych problemów dla inwestycji zwykłych ludzi, np. emerytalnych?
Przy pomyślnym obrocie spraw skutki będą niezbyt duże, a może w ogóle żadne. W ostatnich latach wiele funduszy emerytalnych inwestowało w skomplikowane aktywa kredytowe - i one mogą ponieść straty. Ponieważ jednak instrumenty finansowe bazujące na słabo zabezpieczonych kredytach hipotecznych były sprzedawane na całym świecie, skutki utraty przez nie wartości powinny raczej dzielić się na wszystkich nabywców .
Ceny obligacji będą, jak się wydaje, słabe, oczywiście wiele zależy od tego, co stanie się z rynkami akcji. Ponieważ gospodarka światowa jest w dobrej kondycji, wielu analityków sądzi, że ceny akcji wkrótce wrócą do normy.
Tłum. A.G.
Gillian Tett